niedziela, 21 grudnia 2014

Ruah Elohim

Tu najlepiej opisane jest znaczenie tego wyrażenia - Imienia Ducha  Świętego

Ruah Elohim

Wczoraj byłam na cmentarzu, wiatr wychłostał mnie na wskroś, ale nocą siła wiatru nasiliła się, tak, że chwilami zdawało się, że za oknem przejeżdżają pociągi.
Budziłam się wsłuchiwałam w szumy za oknem, wtedy przypomniała mi się dawna trochę dziecinna modlitwa, którą zanosiłam w chwilach jakichś niepokojów. Brzmiała mniej więcej tak:

O Wielki Ruahu, któryś unosił się nad bezładem ziemi spraw by zstąpił na nas Twój pokój i ład...osłoń nas swoją ciszą i łagodnością...

To tak mniej więcej bywało zapewne czasem więcej słów. Często to pomagało.
Pamiętam, kiedyś w Krakowie, niedaleko był jakiś lokal, może odbywały się jakieś imprezy może wesela. W każdym razie bywało głośno, gdy podchmielone towarzystwo dawało upust swojej wesołości. Nie wiem dlaczego, któregoś razu bardzo mi to przeszkadzało i pomodliłam się o uspokojenie i uciszenie towarzystwa... w bardzo krótkim czasie spadł bardzo ulewny deszcz

Teraz, nocą to raczej modliłam się o uciszenie wichru, chociaż znam pieśń, której refren brzmi:

Duchu Ogniu, Duchu Żarze, 
Duchu Światło, Duchu Blasku,
Duchu Wichrze i Pożarze, 
ześlij płomień Twojej łaski.



Lecz kiedy dzisiaj rano jechałam na rowerze do kościoła - pod wiatr - wolałam nie pamiętać o Duchu Wichrze, jedynie o tym, że Bóg Eliaszowi na górze Horeb objawił się pod postacią łagodnego powiewu..

Nie poszłam też z psami na spacer do lasu, chociaż bardzo chciały. Obiecałam im ale za duży wiatr.

Znowu urywa się połączenie internetowe, czy uda się ten wpis opublikować?

Jeszcze piosenka na dobranoc




sobota, 20 grudnia 2014

Zaparz sobie herbatę

Tak dwa dni temu obejrzałam 6 odcinek rekolekcji internetowych: "Bliżej nieba"

Zadanie było takie aby zaparzyć herbatę i zaprosić Boga aby z Nim posiedzieć.
Niby tak chciałam zrobić ale tyle jest teraz do zrobienia... Więc Pan zesłał na mnie ogromne znużenie, że nie mogłam nic robić. Na dodatek znowu ten obolały "osiołek ciała". Owinięta w koc więcej drzemałam niż rozmyślałam aż w końcu podczas rozmowy telefonicznej ze znajomą, trzymając słuchawkę, zasnęłam. Obudził mnie zaniepokojony głos: jesteś tam? Coś się stało? Musiałam przyznać, że  nic tylko śpię.
Prace porządkowe nic się nie posuwają, a plany ciągle ulegają zmianie.
Dziś na przykład wypadł pogrzeb. Zmarła mama mojej koleżanki. Wczoraj było ciepło, dzisiaj zimny wiatr mocno mnie wychłostał. Dobrze, że Asia zgodziła się siedzieć u mnie w domu by dokładać do pieca. Gdy wróciłam zziębnięta w kuchni było ciepło i gorąca kawa.
Upiekłam biszkopt dla Marleny bo twierdzi, że jej nigdy nie wychodzi.
Koty były dobre i szybko wróciły z wieczornego spaceru. Ale i tak nagadałam im, że są durne aby po takim mokrym i zimnym polu biegać.
Siedziałam przed komputerem przeglądając bardzo interesujące różne blogowe zapiski, kot mruczał mi na kolanach i zdawało mi się, że chociaż wiatr huczy za oknem to mnie nic nie boli - ale trzeba było wstać by choćby dołożyć drwa do pieca i zaparzyć tej mistycznej herbaty. Kot poszedł do swojego kącika a ja poczułam, że dalej kosteczki bolą.
Czas wlać herbatę do kubeczka, owinąć się kocem i zadumać z Bogiem.
Basiu, dziękuję Ci, jutro napiszę.
Usiłowałam uchwycić wschód słońca pomiędzy drzewami ( przez szybę ) ale nie udało się


Ale to wyszło w miarę wyraźnie: Dorian Złocisty czyli Dori



poniedziałek, 15 grudnia 2014

O nocy coś prowadziła

Miało być o św Janie od Krzyża. Jego wspomnienie liturgiczne przypada 14 grudnia czyli wczoraj a że była to niedziela i to Gaudete uroczystości liturgiczne przeniesiono na dzisiaj. Nie udało mi się dzisiaj pisanie
O św Janie mówi się iż jest piewcą ciemnej nocy ale to nieprawda, on śpiewa o Miłości do której dochodzi się idąc ciemną doliną...
Dzisiejszej nocy niebo piękne usiane brylantami gwiazd, można stać i stać stając się z wolna zapatrzeniem ( tylko w uszy zimno )
Jan śpiewa:

Śpiew duszy

1. W noc jedną pełną ciemności,
Udręczeniem miłości rozpalona,
O wzniosła szczęśliwości!
Wyszłam nie spostrzeżona,
Gdy chata moja była uciszona.

2. Bezpieczna pośród ciemności,
Przez tajemnicze schody osłoniona,
O wzniosła szczęśliwości!
W mroki ciemności, w ukrycie wtulona,
Gdy chata moja była uciszona.

3. W noc pełną szczęścia błogiego,
Pośród ciemności, gdzie mnie nikt nie dojrzał,
Jam nie widziała niczego,
Nie miałam wodza ni światła innego
Ponad ten ogień, co w sercu mym gorzał.

4. On mnie prowadził jasnością
Bezpieczniej niźli światło południowe,
Tam, gdzie mnie czekał z miłością,
Gdzie nikt nie stanął istnością,
O którym miałam przeczucie duchowe.

5. O nocy, coś prowadziła,
Nocy ty milsza nad jutrznię różaną!
O nocy, coś zjednoczyła
Miłego z ukochaną,
Ukochaną w Miłego przemienioną!

Myślałam o tym trochę od rana, ale wiry codzienności nieco mnie oderwały.
Jedynie to mi się na razie kojarzy, to znaczy wydaje mi się być równoznaczne
To dłuższy cytat z Władcy Pierścieni Tolkiena ( tom II rozdział: Schody Kirith Ungol )

Cała ta okolica wydaje się zatruta. – I pociągając nosem dodał: - Pachnie też brzydko, stęchlizną. Wcale mi się tu nie podoba.
- Mnie też, wcale a wcale – rzekł Frodo. – Nie podoba mi się ziemia ani kamienie, powietrze ani niebo. Wszystko wydaje się przeklęte. Ale cóż robić, skoro tu nas przyprowadziła ścieżka.
- No, tak – przyznał Sam. – Pewnie też nigdy byśmy się tu nie znaleźli, gdybyśmy przed ruszeniem na wyprawę wiedzieli więcej o tych krajach. Chyba tak zawsze się dzieje. Wspaniałe czyny, o których mówią legendy, przygody, jak je niegdyś nazywałem, tak właśnie wyglądały naprawdę. Dawniej myślałem, że dzielni bohaterowie legend specjalnie owych przygód szukali, że ich pragnęli, bo są ciekawe, a zwykłe życie bywa trochę nudne, że uprawiali je, że tak powiem, dla rozrywki. Ale w tych legendach, które mają głębszy sens i pozostają w pamięci, prawda wygląda inaczej. Bohaterów zwykle los mimo ich woli wciąga w przygodę, doprowadza ich do niej ścieżka, jak pan to wyraził. Pewnie każdy z nich podobnie jak my miał po drodze mnóstwo okazji, żeby zawrócić, lecz nie zrobił tego. Gdyby któryś zawrócił w pół drogi, no, to byśmy nic o tym nie wiedzieli, pamięć by o nim zaginęła. Wiadomo tylko o tych, którzy wytrwali do końca, choć nie zawsze ten koniec był szczęśliwy, przynajmniej w oczach uczestników, bo stojąc z boku nieraz widzi się rzecz inaczej niż biorąc w niej udział. Na przykład jeśli ktoś – jak stary pan Bilbo – z wyprawy wróci cały, zostanie wszystko niby w porządku, chociaż niezupełnie takie, jak przedtem było. Dla słuchaczy często nie te historie są najciekawsze, które bohaterom najlepiej się powiodły. Ciekaw jestem, w jaki rodzaj historii my dwaj się zaplątaliśmy?
- Ja też jestem tego ciekawy – rzekł Frodo – ale nie wiem. I tak być musi w prawdziwej historii. W jednej z tych, które zawsze szczególnie lubiłeś. Słuchacze opowieści mogą wiedzieć czy przynajmniej zgadywać z góry, jak się ona rozwinie, czy skończy się pomyślnie, czy też smutno, lecz bohaterowie jej nic o tym nie wiedzą; nikt nawet by nie chciał, żeby wiedzieli.
- Pewnie, proszę pana. Na przykład Berenowi nawet w głowie nie świtało, że zdobędzie Silmaril z żelaznej korony w Thangorodrimie, a przecież go zdobył i znalazł się w gorszym jeszcze kraju i w groźniejszym niebezpieczeństwie niż my tutaj. Ale to długa historia, mieści się w niej i szczęście, i smutki, i coś więcej jeszcze, a potem Silmaril dostał się do rąk Earendila. A na dobitkę... Że też mi to wcześniej na myśl nie przyszło! Przecież my... pan, panie Frodo, ma cząstkę jego światła w tym gwieździstym szkiełku, które dała panu Galadriela. A więc my jesteśmy bohaterami dalszego ciągu tej samej historii! Czy wielkie historie nigdy się nie kończą?
– Sama historia nie kończy się – odparł Frodo – lecz osoby, biorące w niej udział, odchodzą, gdy skończy się ich rola. Nasza rola także się skończy, prędzej czy później.

To by było na dzisiaj wystarczające... poza tym umyłam okna na ganku. 

A to ganek


Byłam też na spacerze z psami, jak im to wczoraj obiecałam:
Lubię chodzić tamtą drogą ale zdjęcie było zrobione nie dzisiaj


I wspomnienie lata: latoterapia 




Choćbym przechodził przez ciemną dolinę zła się nie ulęknę

Wczoraj chciałam coś na ten temat napisać, coś o świetle i ciemności, jako, że wczoraj było wspomnienie św Łucji - tej co nosi światło.

Oczy Łucji

Łucja to także moja patronka, z drugiego imienia w dowodzie osobistym.
Niestety, po całodziennej zwykłej pracy porządkowej jak i rąbaniu drewna, a może od zbliżającego się deszczu rozbolały mnie stawy, poza tym ogarniała mnie wielka senność. Szukałam przepisu na bułki drożdżowe, z ciasta, które wyrabia się wieczorem wkłada do lodówki i na drugi dzień piecze. Myślałam, wyrobię ciasto a jutro rano wyjmę z lodówki i gdy z Asią wrócimy z kościoła upiekę. Jak to mówią -"nie było woli Bożej". Nie mogłam znaleźć. Przy okazji przeczytałam, że łyżeczka cynamonu z łyżeczką miodu usuwa bóle reumatyczne. Chociaż miałam oszczędzać miód na święta zaparzyłam kawę inkę z łyżeczką cynamonu i łyżeczka miodu. Potem drugą. Zrezygnowałam z szukania przepisu. Zrozumiałam, że niedziela nie jest dobra na takie eksperymenty, najlepiej z piątku na sobotę wypróbować.
Zawinięta w koc usiłowałam obejrzeć nabożeństwo z kościoła w Głogówku

kościół św Bartłomieja Głogówek

Jedynie kotek który zasnął mi na obolałym ramieniu sprawił wyraźną ulgę i przyjemną błogość - dzisiaj ramię mniej boli...

I tak pomimo świetlistej Łucji ciemność pozostała ciemnością. Lecz nie cały dzień jest zanurzony w mroku. Nawet wczoraj umyłam kilka okien...
Kiedy budzę się nad ranem, około 5-ej, budzi się ze mną jakiś niepokój, albo smutek, który usiłuje wciągnąć niczym wodny wir. Wtedy nie pozostaje nic innego jak w sobie odnaleźć Światło Obecności. Krótka modlitwa jest jak włączenie Światła, to nie tylko obowiązkowa wyrecytowana formułka, chociaż słowa zawarte w formułkę są jednak łącznikiem z Światłem, Radością albo i Sensem istnienia.
Wczoraj wieczorem to pisałam, chciałam dodać piosenkę: "O Ty co mieszkasz sam w moim sercu na dnie" ale się nie załadowała.





 

piątek, 12 grudnia 2014

Aleksandra

Czyżby na cześć mojej siostry Oli nazwano obecny głęboki niż tym imieniem - Aleksandra?

Aleksandra w piątek będzie łamać gałęzie i pozbawiać prądu

Na cześć mojej siostry Oli, która ma dzisiaj imieniny, wypijam energetyczną kawę i zagryzam trzema kromkami chleba przypiekanego na blasze kuchennego pieca i posmarowanymi dżemem jabłkowym.
Kawa energetyczna jest inspirowana przepisem p. Korżawskiej, dziś z moją modyfikacją.
Pani Korżawska do kawy energetycznej dodaje kawę prawdziwą mieloną, cynamon, kurkumę i kminek oraz miód to wszystko gotuje około 2 minut. Na filmie nie było podanych proporcji.
 Dziś zrobiłam tak: trzy łyżki kawy zbożowej kujawskiej, łyżkę kakao, pół łyżeczki kurkumy i łyżeczkę cynamonu, pod koniec gotowania łyżkę miodu. Nie dałam kminku, myślałam, że Asia wcześniej przyjdzie a ona kminku nie lubi. Kawę w większej ilości zagotowuję rano potem popijam w razie ochoty.
Już wieczór, rano czułam się bardzo rozdrażniona i obolała. Zarówno ramię jak i biodro bolały więcej niż ustalone ( przeze mnie ) normy. Musiałam połknąć silną tabletkę przeciwbólową by narąbać drewna.
Modlitwa i samo rąbanie szło bardzo opornie.
Asia rano nie przyszła, po powrocie ze sklepu pochodziłam po podwórku i bardzo dziękowałam Panu Bogu za Olę i to wszystko co zrobiła przed wyjazdem do Niemiec.
Dziękowałam za wielki worek suchej karmy dla psów ( ale one bardziej wolą kości i mięso, bestie )

Jedna z bestii Łatek Łajdakiewicz


Dziękowałam za kilkanaście kulek karmy dla ptaszków:



Także w drewutni mam za co dziękować i dziwić się jak ona, słabowita niewiasta, sama to zrobiła. Sama, na piłowała pieńków i wywindowała je na tak wielki stos:



Malutki kłopot jest w tym, że te wielkie kloki na wierzchu są bardzo mokre. Mokre i ciężkie. Większy kłopot byłby w tym gdyby nic nie było i musiałabym, jak to dawniej Mama robiła, ze starym wózkiem dziecięcym po gałęzie do lasu jeździć na przykład tak:



A gdy wracałam ze sklepu z ciężkim plecakiem dziękowałam głośno w niebo Panu Bogu za tych ludzi, dzięki którym mam rower Rowerandus - kiedyś, po śniegu brnęłam z tym plecakiem pieszo - jakoś miałam chyba więcej siły?


Gdy tak dreptałam po podwórku, stwierdziłam że niż Aleksandra jest bardzo łaskawy dla mojej okolicy bo właściwie drzewa nie kłaniają się, nie tańczą, czasem tylko drzwi od drewutni się zamykają jakimś podmuchem pchnięte, czasem jakiś ptak wielki kwili, tylko szosa szumi niczym międzynarodowa autostrada...
Miało padać, wiać i być odpowiednio do niżu o imieniu Aleksandra - więc na dzisiaj zaplanowałam wielkie mycie okien, a w południe zaświeciło ostre słońce (okna które miałam umyć są od południa ) nadto przyjechała Asia, z Agatą. Bywa. Umyłam więc 2 okna, gdy już słońce schowało się za lasem, co o tej porze jest już o godzinie 14 -ej. Zdążyłam przed 15-ą gdy właściwie u nas robi się zmrok. Potem kolacja kotków i piesków. Tak dziękując kończę dzień i zaczynam wieczór - rozpalaniem w piecach - w dwóch pokojach. Komputerowym i sypialnym.
Podczas oględzin podwórka zauważyłam, że pomimo wieje ciepły wiatr lodowisko nasze pozostało:


Kiedy tak sobie śpiewam to dziękczynienie przypomina mi się sytuacja gdy dawniej śpiewano w kościele Nieszpory:
chór pierwszy śpiewa: dzięki Ci Panie żeśmy bałwany, żeśmy bałwany...
chór drugi podejmuje: Morza Czerwonego pokonali... 

Bałwanek ( z braku śniegu ) w akcji:


A tu Aleksandra ( zdjęcie zeszłoroczne ) 

















środa, 10 grudnia 2014

Zimowy dzień

Od wczoraj jest piękna zimowa sceneria. Wybrałam się nawet z aparatem fotograficznym na oglądanie widoków:

To zdjęcie przez okno robione rankiem:


Jeszcze było mgliście, bezsłonecznie, szaro ale i tak ładnie - studnia:


Dzisiaj Ola wyjechała do Niemiec, modlę się od świtu by jakoś tam dotarła. Za dwa dni będą jej imieniny. Upiekłam jej ciasto z przepisu znalezionego w internecie. Nazywa się "Zielony mech" Można go znaleźć na wielu blogach, wszyscy podają te same proporcje. Na wierzchu powinny być jakieś czerwone jagódki np żurawina. Nie miałam, więc ozdobiłam mandarynkami. 

Tak wyglądał w moim wykonaniu:






Głównym składnikiem jest szpinak. Mrożony. Myślę, że na wiosnę zrobię z pokrzywy. Masę zrobiłam ze śmietanki i serka homogenizowanego i cytryny

Kupiłam jej jeszcze Świętą Rodzinę - świeczkę. Dopiero gdy ofiarowałam uświadomiłam sobie, że ten pomysł nie jest dobry. Któż zapali taką świeczkę aby stopić Św Józefowi głowę?. Można to potraktować jako figurkę. Siostry wykonują na święta figurki z wosku. Bez knota. Ola figurki nie zabrała.

A w południe wyszłam z pieskami na drogę by pocieszyć się słońcem. Moja kraina jest nieco cienista. Wieś zalana słońcem a u mnie długie cienie....




I mój zwierzyniec ze mną: 





I zbliżenie na budynki wioski oraz zamek:



Do lasu już nie poszłam. Trochę pracy jest przy rąbaniu i sprzątaniu.
Gdyby tak spadł śnieg na np 1 metr, zasypał okna od piwnicy, może byłoby w domu cieplej i nie musiałabym tyle drwa rąbać by palić w piecach...








czwartek, 4 grudnia 2014

Nieprzeciętny dzień

Nigdy nic do końca nie wiadomo. Planowanie chociaż jest ważne swoją drogą, a w rzeczywistości zdarzenia układają się w zupełnie inną mozaikę.
Ponieważ nie miałam w planie żadnego wyjścia postanowiłam posprzątać spiżarnię jedno z najbardziej zagraconych miejsc. Okazuje się, że to dziś wypada 7 rocznica śmierci Eluni i znalazłam się o 9 –ej rano na Mszy św. w Tarnowcu. Zapaliłam znicz. Przy grobie jest atmosfera zadumy ale nie ma aury smutku, raczej łagodny spokój. Mogłabym powiedzieć, że Ela raczej wskazuje nam na nasze, naszych bliskich, problemy niż na siebie samą. Zapewne modlitwa jest stale potrzebna ale odniosłam wrażenie jakby chciała dać do zrozumienia abyśmy troszczyli się o siebie nawzajem.
Przez chwilę wyobraziłam sobie wypadek samochodowy, śmierć i – najistotniejsze to dramat rodziców, rodzeństwa. To jest naprawdę dramat, bo dusza Zmarłej wędruje do Boga i potrzeba jej towarzystwa modlitw – bliscy, którzy niejako tracą ją z oczu zanurzają się w oparach rozpaczy. To jak kochające się istoty odwracają się w przeciwnych kierunkach. Dobrze, że przy Tm są Aniołowie Boży oraz przeogromne Miłosierdzie Boże.
Po Mszy nastąpiło przemiłe, rodzinne śniadanie, niby zwyczajne ale takie jednoczące.
Lucyna zabrała też mnie do Mąkoszyc i obdarowała lekami i produktami spożywczymi. W odniesieniu do wczorajszych rozważań wyglądało to tak jakby św Józef posłużył się dobrocią przyjaciółki i dał znać, że nie muszę podkładać potrzebnych mi rzeczy przed jego figurkę by otrzymać to co potrzebuję. Wystarczy żarliwa modlitwa. Wydaje mi się, że św. Józef, który był ubogi może zechcieć obdarzyć mnie łaską umiłowania ubóstwa. To na te czasy dobra łaska bo mawiają niektórzy, że bogatszy jest ten, kto ma niej potrzeb niż ten który ma wiele dóbr i musi o nie dbać.
A w domu? Okazuje się, że Asia przyszła, nawet pierogi mi przyniosła. Asia straciła pracę, myślałam, że pojechała do córki, do Lubszy, dlatego nie dzwoniłam do niej, że mnie nie będzie.
Gdy przyjechałam jej już nie było. Pieski, kotki nakarmiłam i posiliłam się przyniesionymi mi pierogami.

Naprawdę to nieprzeciętny dzień. Pozdrawiam Cię Eluniu.

I nie na darmo na dzień dzisiejszy wypadł taki odcinek tych rekolekcji ( mam zadanie na jutro do przemyślenia )


środa, 3 grudnia 2014

Gdy szukałam sobie melodii do psalmów, znalazłam taką wypowiedź tego księdza. Wiele było historii z prośbami zawieszanymi, podkładanymi w postaci przedmiotów, obrazków przed figurą św Józefa. Moje Siostry też to praktykowały.
Zabawne było gdy podczas pewnego remontu przesunięto dużą figurę św Józefa w kaplicy, a pod nią kilka papierków od krówek.
Dawniej Siostry miały krowę. Nazywała się Kwiatula. Gdy miasto Kraków wchłonęło ogród Sióstr - najpierw było to przedmieście tzw Ogród Kremera - przyszło pożegnać się z Kwiatulą. Siostry miały także stawy ale te ówczesny Magistrat polecił zasypać. Teraz nikt by się nie domyślił, może jedynie komary, które Siostrom zostały.
Tak więc S. Katarzyna marzyła o krówce. Może to dlatego przez pewien czas Siostrom nie brakowało słodyczy. Wielu mówiło: Siostry takie umartwione to chociaż coś słodkiego przyniesiemy.
Pomyślałam sobie może ja też muszę zwrócić się do świętego Józefa. Figurkę miałam ale mi Zuzia potłukła. Może uda się skleić. Co by tu podłożyć świętemu Józefowi? Chodzi o karmę dla ptaszków. Czy cały karmik, czy ziarenka słonecznika? Bo obawiam się, że nie starczy mi do końca zimy na karmę dla ptaków. A może muszę z wielu innych rzeczy zrezygnować aby dla ptaszków było?

Nie udało mi się sfotografować całej zgrai dzwońców atakujących karmik ponieważ pies cały czas chodził za mną. Duża psina Warka:

(To zdjęcie było zrobione 5. 11 nad leśną rzeką, wybrałam się tam z psami na pożegnanie jesieni )
Dzisiaj od rana słychać w okolicy strzelanie. Gdy jechałam rano na 8-ą do kościoła nawet myślałam że to jakieś manewry.
W południe było słychać szczekanie psa oraz odgłosy nagonki. Moje psy trochę są zalęknione. A strzelanina trwała do 15-ej.
W związku z tajemnicami św. Józefa jest jeszcze historia tajemniczych schodów:



Do tej pory znałam historię z opowiadań, właśnie poszukałam tego na you tube i mogę zobaczyć owe schody.

A na tej stronie można obejrzeć nieco bardziej szczegółową prezentację








poniedziałek, 1 grudnia 2014

Już dźwięczny głos się rozlega

To pierwsze słowa hymnu z jutrzni adwentowej. Dokładniejsze wiadomości na temat znaczenia adwentu usłyszałam tu: Paradoks Adwentu więc powtarzać się nie wypada.
Postanowiłam rozpocząć wreszcie Nowennę Pompejańską, o której wiele słyszałam i wiele razy się przymierzałam, ale jakoś mi nie udawało się. Pomyślałam  że najlepiej gdy nowenna będzie dotyczyć innej osoby i powiem o tym, to zobowiązuje. Obiecałam modlić się o zdrowie dla Szymona. Idzie mi trochę koślawo - jakby ktoś jechał dyliżansem po piaskach pustyni, ale ciągle do przodu. Pomaga mi łączenie się w odmawianiu różańca z nagraniem modlitwy Ojca Świętego Jana Pawła II. Nie gubię się podczas liczenia paciorków.
Tu: różaniec mam zestaw nagranych modlitw, a tu: nowenna-pompejanska-rozaniec opis samej nowenny.

Wczoraj wieczorem, zamiast napisać coś sensownego, obejrzałam film, napotkany przypadkowo na You Tube  Bezcenny dar


Nadaje się na czas adwentu. 
A poza tym mam dużo zajęcia w tej dziedzinie:


Bo jak powiadają jak sobie narąbiesz tak sobie napalisz, a jak napalisz tak będziesz mieć ciepło - o tej porze roku to już nie wystarcza kiciuś na kolanach  jako system grzewczy.
Karmię też zwierza czyli jestem karmiąca 

Dokarmiana czereda to psy, koty sztuk 4 oraz ptaszki. Martwię się cz starczy mi na karmę dla ptaszków. Razem z kotkami będziemy musieli wprowadzić jakieś obostrzenia w ramach oszczędności. Bywa, że w poszukiwaniu pokarmu pojawiają się i inne "lokatorki"




piątek, 21 listopada 2014

Łańcuszek

Dziś święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, umieszczałam na fb linki informujące o tym święcie a także pieśń - bardzo ją lubię


Otrzymałam wiadomość od Marleny z treścią:


Modlitwa świętej Teresy Dostałam to od koleżanki i miałam wybrać 12 kobiet, które mogą tego potrzebować i pomyślałam o Tobie... Nie zapycha skrzynki. To tylko chwila przeczytać te modlitwę. Mam nadzieje, że wybieram właściwie. Proszę odeślij to do mnie z powrotem(zobaczysz dlaczego). Na wypadek gdyby ktoś nie wiedział, święta Teresa jest znana jako święta małych kroków. To znaczy, że wierzyła w robienie małych rzeczy w życiu dobrze i z miłością. Jest także patronką ogrodników i florystów. Jej kwiatami są róże. Pamiętaj, żeby wyrazić życzenie zanim przeczytasz modlitwę. To wszystko, co musisz zrobić. Nie ma żadnego załącznika. Po prostu wyślij to do 12 osób i daj mi znać, co się zdarzyło czwartego dnia. Przepraszam, że musisz forwardować (potocznie: przesyłać dalej) tę wiadomość, ale spróbuj nie przerywać ciągłości tej korespondencji. Modlitwa jest jednym z najlepszych prezentów, jakie otrzymujemy całkowicie za darmo. Czy pomyślałaś już życzenie? Jeśli go nie zrobisz, nie spełni się! to jest ostatni moment, żeby je zrobić ... Modlitwa świętej Teresy: Niech na Ziemi zapanuje pokój. Miej zaufanie do tego, że jesteś dokładnie tam, gdzie powinnaś być. Nie zapominaj o nieograniczonych możliwościach, które rodzą się z wiary. Używaj darów, które otrzymałaś i dziel się miłością, która została Ci ofiarowana. Bądź szczęśliwa wiedząc, że jesteś dzieckiem Boga. Niech ta obecność zagości głęboko w Tobie, pozwól swojej duszy śpiewać i tańczyć z radości, a także kochać. Miłości wystarczy dla każdego z nas. Teraz prześlij to 12-tu kobietom i pamiętaj, żeby przysłać to z powrotem ... do mnie. Ja liczę się jako pierwsza, zobaczysz dlaczego.

Pomyślałam sobie, że wprawdzie nigdy nie przyłączam się i nie rozsyłam teraz poślę, z racji święta Matki Bożej - ale do kogo? Posłałam tak ze 3 albo 4 wiadomości - jednak nie byłam przekonana. Właściwie po co?

Zrezygnowałam z dalszego wysyłania. Nie ma tej modlitwy wśród publikowanych modlitw św Teresy - zakładam, że tej od Dzieciątka Jezus. Może tylko św Terenia była inspiracją, ale to nie o to chodzi

Modlitwa jest jednym z najlepszych prezentów, jakie otrzymujemy całkowicie za darmo. Czy pomyślałaś już życzenie? Jeśli go nie zrobisz, nie spełni się! to jest ostatni moment, żeby je zrobić ...

Być może i tak, a jeśli nie? Częściej święci mawiali - Ty Panie wiesz lepiej czego mi potrzeba..

Chciałam zacytować coś z tekstów św. Tereni ale  tu Klasyka karmelitańska

można poszukać co się chce.

Może bym i rozesłała ( ale skąd wziąć 12 adresatów? ) tylko trochę wcześniej na fb  O Krzysztofa Pałysa    https://www.facebook.com/krzysztof.palys.op

dokonałam kilku wpisów mogą być nie widoczne dla innych  zacytuję:

Najpierw ktoś napisał:
  Perspektywa spojrzenia wymaga wiary, przynajmniej jak ziarnko gorczycy.Ja takiej niestety nie mam, ot trochę nadziei, nic więcej. Kolega kupił sobie obraz "Żyd z pieniążkiem" nie zdążył go dobrze powiesić na ścianie i znalazł świetnie płatną pracę. Ja czczę Żyda w tabernakulum i nie mogę znaleźć nawet dobrze płatnej... Nieudane życie 

Było kilka wypowiedzi, później sama napisałam co następuje:

 "Żyd z pieniążkiem"? nigdy o tym nie słyszałam, ale ja z lasu..To zakrawa na bałwochwalstwo, zabobon. A jeśli ten człowiek, który za pomocą takiego obrazka zyskuje powodzenie przy okazji staje się niewolnikiem czegoś innego, demonicznego? A jeśli jest to coś takiego jak w przypadku tej nawróconej aktorki? https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage...


 Tak mi się wydało to bardzo podobne, że musiałam się wycofać.
Potem napotkałam na stronie:

Centrum Duchowości Benedyktyńskiej

tekst: Największa tragedia polega na tym, że ci, którym została objawiona prawda o Bogu żywym, potraktowali Go jako kogoś, kto potrafi zapewnić im bezpieczeństwo niezależnie od ich własnej uczciwości. Bóg został potraktowany instrumentalnie. Jeremiasz ostrzegał: Nie ufajcie słowom kłamliwym, głoszącym: Świątynia Pańska, świątynia Pańska, świątynia Pańska! (Jr 7,4). Sama świątynia nie chroni mechanicznie. Prawdziwa świątynia jest tam, gdzie następuje prawdziwe spotkanie z Bogiem. Przede wszystkim jest nią nasze serce, jeśli jest otwarte na Boga. Używanie rzeczy świętych do załatwiania swoich ludzkich interesów, czynienie ze świątyni azylu, aby można było spokojnie kontynuować swoje ciemne interesy, jest profanacją. Taki proceder skończy się tragicznie. Stąd bierze się ów gorzki smak słodkiej księgi.

To odnosi się do dzisiejszych czytań

Nie da się ukryć, że w takich łańcuszkach
 Bóg został potraktowany instrumentalnie. 
Dlatego zrobiło mi się na koniec smutnawo, bo ja nie umiem głosić Słowa


niedziela, 26 października 2014

Zmiana czasu i nocne przygody


Nastąpiła zmiana czasu, wszyscy wiedzą i już to się dokonało. Ja też wcześniej zmieniłam ale tylko na jednym zegarku.
Wczoraj paliły się śmieci ale ognisko zgasiłam. Nawet zdjęcia wcześniej zrobiłam. 
Jak na mnie późno poszłam spać, chociaż normalnie niby, bo o godz 22. 30 według starego czasu a o 21. 30 według nowego - czyli jak zwykle.
O 2-ej zbudziłam się, pomaszerowałam do łazienki i zaskoczyła mnie jakaś jasność na dworze - tak ognisko się na nowo rozżarzyło. Założyłam kurtkę a nawet aparat fotograficzny ( na dowód dla Pawła, który wczoraj nie chciał gasić) 

Z daleka:

  

I z bliska:


Wprawdzie Paweł i Ola twierdzili że należało zostawić aby się wypaliło. Lecz nie mogłabym znieść spokojnie świadomości, że gdzieś blisko pali się niekontrolowane ognisko. Chwyciłam wiadro i do roboty. Kilka razy tak musiałam obrócić. Gdy wróciłam stwierdziłam, że moje ubranie po prostu śmierdzi, trzeba było się jeszcze przebrać. Zasnęłam a tu nagle budzik - to komórka, która służy tylko jako budzik - a na zegarku godzina 4. 00, bo wyłączona komórka nie przestawiła się na nowy czas.
A miałam się tej nocy dobrze wyspać

O szóstej był pierwszy przymrozek, niezbyt duży, tak z 2 stopnie poniżej zera przy ziemi. Ładnie ale bardzo chłodno i jakoś mi się nawet do kościoła iść nie chciało i modlić i skupić w kościele...
Może to początek grypy bo podobno wtedy występuje spadek formy fizycznej i duchowej. Może.
Ksiądz powiedział, że dziś, w ostatnią niedzielę października, obchodzi się wspomnienie poświęcenia własnego kościoła ( gdy nie ma dokumentu osobnej daty ) Mówił czym jest Kościół np jako struktura społeczna i hierarchiczna. A ja się zadumałam i reszty nie wiele słyszałam. 

Wyobraziłam sobie, że na świecie jest jeden Kościół, jeden teokratyczny rząd. Lud wierny, kapłani, biskupi... i nagle moje duchowe wnętrze zatrzęsło się od rozbawienia - i zrozumiałam - to niemożliwe. ( z powodu jak niemożliwe jest bez niczego pokonanie siły ciążenia) 

Przypomniałam sobie też, że kilka dni temu oglądałam filmiki O Jana Berezy, jeden z nich miał tytuł: "jak wiele płatków śniegu trzeba..." Tam są pewne słowa które w tym momencie stały się dla mnie o wiele jaśniejsze.

 Przypomniałam sobie też, że swego czasu czytałam książkę o dziewczynie, która wstąpiła do surowego klasztoru bo taki uczyniła nierozważnie ślub, trudno jej było. Skarżyła się starszej siostrze na pewną  współsiostrę o trudnym charakterze a ta jej odpowiedziała ( to była Francuzka ) gdyby w klasztorze takiej nie było należałoby wyjść na ulicę i "chercher, chercher" szukać - bo jest to łaska

To jest łaska... pomyślę jeszcze




sobota, 25 października 2014

Poranek dzień szósty


Czy 5-a godzina to poranek czy noc jeszcze? Ciemno. Kotki jednak domagały się wyjścia. Wypuściłam.
Opatulona w kurtkę ze spranego polaru popatrzyłam w ciemne niebo oraz termometr leżący na pniaczku – około 2-3 stopni. Włożyłam palec do wiadra z wodą pod studnią – nie zamarzła, mrozu nie ma. Pisali na stronie  http://www.twojapogoda.pl/polska/opolskie/popielow/godzinowa
że nad ranem mogą być przygruntowe przymrozki dlatego wczoraj pozbierałam wszystkie kwiaty doniczkowe.
Ranek. Już robi się jasno. Na stronie  http://www.meteoprog.pl/pl/weather/Karlowice/
podano mi informację:  Wschód 07:29 Zachód 17:36  Długość dnia10 godzin 07 minut
Nie wiem jak to pisanie będzie wyglądało. Rozpoczęłam świtkiem ale co chwilę wstaję dokładam do pieca w kuchni, mieszam psią kaszę, wyglądam na zewnątrz – jak tam na podwórku, zapaliłam też w piecu w pokoju. Dzisiaj jestem bardziej wrażliwa na zimno. Nawet otworzenie lodówki wprawia mnie w dreszcze. Zamknęłam kotom wszystkie ich „drogi ewakuacyjne” najchętniej zawinęłabym się w kocyk z gorącą kawą i czymś do czytania. To chyba reakcja na pierwszy powiew zimowy. Gdzieś na północnym wschodzie Polski już pierwsze większe przymrozki.

Co jakiś czas spoglądam za okno czy koty nie zamierzają wrócić ale one nie mają takiej reakcji. One wracają i śpią po kątach gdy ma się na deszcz.

Pomyślałam sobie, że będę podczas prac domowych robić przerwy aby coś skrobnąć.
 Tak się dawniej mówiło: „skrobnę coś do ciebie” a jak teraz się mówi? Skype’nę, sms’nę, kliknę czy jeszcze inaczej? Mówi się i to bardzo często: „będziemy w kontakcie” a potem następuje długi okres milczenia.

A może to tak jak w książce „Twierdza”  Antoine de Saint – Exupery’ego :

„Znałem pewnego ogrodnika, który mi opowiadał o swoim przyjacielu.
Żyli obaj przez długi czas jak bracia, zanim życie ich rozdzieliło; wieczorem pili razem herbatę,
wspólnie świętowali święta, odwiedzali się, żeby zasięgnąć rady albo poczynić sobie zwierzenia.
To prawda, że niewiele mieli sobie do powiedzenia, raczej widziano ich, jak po skończonej pracy
spacerowali sobie i w milczeniu przyglądali się kwiatom, grzędom, niebu i drzewom. Ale kiedy
jeden z nich na przykład pokiwał głową dotykając palcem jakiejś rośliny, drugi pochylał się także,
a widząc szkody zrobione przez gąsienice, także kiwał głową. I każdy kwiat, który się właśnie
otworzył, obu sprawiał tę samą przyjemność.
Ale zdarzyło się, że pewien kupiec zatrudnił jednego z nich i na okres paru tygodni
dołączył do swojej karawany. Zmienne koleje losu: rozbójnicy napadający na karawany,
a potem wojny między wrogimi cesarstwami, burze, katastrofy okrętowe, ruina majątkowa, żałoba
i prace, które trzeba było podejmować, żeby zrobić na chleb, rzucały ogrodnika
po szerokim świecie przez całe lata, jak beczkę, którą ciskają fale, aż wędrując tak od ogrodu do
ogrodu znalazł się gdzieś bardzo daleko.
I oto, postarzały już i zamknięty w milczeniu ogrodnik dostał pewnego dnia list
od przyjaciela. Bóg jeden wie, ile lat ów list szukał go po lądach i morzach. Bóg jeden wie, jakie
pocztowe wozy czy jeźdźcy, jakie statki i karawany niosły go z niezmiennym uporem, jak
niezliczone morskie fale, nim trafił do właściwego ogrodu. Tego właśnie ranka, promieniejąc
szczęściem i chcąc, aby i inni mieli w nim udział, poprosił mnie, tak jak się prosi o odczytanie
wiersza, żebym mu przeczytał otrzymany list. Wpatrywał się przy tym w moją twarz,
żeby zobaczyć, jakie wrażenie wywierają na mnie czytane słowa. W liście zaś było tylko parę słów,
ponieważ obaj ogrodnicy więcej zręczności okazywali w kopaniu ziemi niż w korespondencji.
Przeczytałem więc po prostu: „Dziś rano przycinałem róże...” a potem, zadumawszy się nad tym,
co w tych słowach najważniejszego, a co wydawało mi się niewyrażalne, pokiwałem głową, tak jak
oni mieli we zwyczaju.
Od tej pory mój ogrodnik nie spoczął ani chwili. Zbierał niezmordowanie informacje
z zakresu geografii, żeglugi, dotyczące posłańców pocztowych, karawan i wojen pomiędzy różnymi
krajami. Po trzech latach traf zdarzył, że wysyłałem jakieś poselstwo, gdzieś daleko, na krańce
ziemi. Wezwałem ogrodnika i oświadczyłem mu: „ Możesz teraz napisać do przyjaciela”.
Ucierpiały trochę na tym drzewa w moich sadach oraz jarzyny w warzywniku, a gąsienice miały
prawdziwe święto, ponieważ ogrodnik spędzał teraz całe dni u siebie: coś smarował, coś skrobał,
znów zaczynał pisać, wysuwając przy tym koniuszek języka jak dziecko nad szkolnym zadaniem;
wiedział, że ma coś niezmiernie pilnego do napisania, że musi przekazać przyjacielowi całą prawdę
o sobie. Chciał jak gdyby przerzucić własnymi rękami wąską kładkę nad przepaścią, odnaleźć
poprzez bariery czasu i przestrzeni drugą połowę siebie. Musiał wyrazić swoją miłość. Na koniec
przyszedł do mnie i, zaczerwieniony, pokazał mi odpowiedź, znów wypatrując na mojej twarzy
odblasku tej radości, która opromieni adresata, aby – słowem – wypróbować na mnie efekt swoich
zwierzeń. Cóż doprawdy mogło być ważniejszego do przekazania niż to, w co on przemieniał dni
swojego życia, tak jak niektóre staruszki, do utraty wzroku haftujące kwieciste obrusy dla chwały
bożej? I oto przeczytałem te skromne słowa, wypisane pismem starannym, choć niewprawnym,
które powierzał przyjacielowi jak najszczerszą modlitwę: „ Dziś rano ja także skończyłem
przycinać róże...” A ja przeczytawszy, milczałem, rozmyślając nad tym, co było tu istotne
i co zaczynałem lepiej pojmować, gdyż oni, Panie, łącząc się w Tobie gdzieś ponad krzakami róż,
nie wiedząc o tym oddawali Ci chwałę.”

Stąd czasem gdy otrzymuję wiadomość od przyjaciółki dawno nie widzianej albo gdy wspomnę  na  kogoś bliskiego a milczącego mówię sobie z cicha: 
  „ Dziś rano ja także skończyłem przycinać róże...”

 Czas do pracy się wziąć. Posprzątać, drwa narąbać na dziś i na jutro… Do kuchni, przeciętnie na jedną dobę potrzebuję trzy koszyki, zależy od intensywności działalności kuchennej.

Może przyjechać Zuzia, obiecałam jej zrobić delfina na szydełku, prawie już zrobiłam,


 zostały płetwy, niby najprostsze ale problem jest w przetłumaczeniu sobie strony, którą mam w dwóch wersjach: angielskiej i francuskiej i nie chodzi o znajomość języków tylko używanych skrótów…
Na przykład po angielsku:


Chyba nie dziś nastąpi dokończenie dzieła.
Zamierzam upiec ciasto dyniowe, przepisów jest wiele, muszę sobie któryś zmodyfikować ponieważ został mi mus dyniowy z ciastek kruchych z nadzieniem dyniowym. Część do ciasta, część pójdzie do zupy.

Dostałam od Oli cebulę, rzadko używam cebuli prędzej szczypiorku. Właśnie wczoraj był szczypiorek w naszym sklepie.



Z cebulą mam takie wspomnienie: pamiętam, na strychu suszyła się cebula spleciona w warkocze. Chodziłam tam aby w ukryciu i spokoju czytać książki z mamy biblioteki. Nie pamiętam o czym były te książki, pamiętam, że od czasu do czasu podjadałam taką cebulę. 
Teraz nie lubię, widać przez lata wątroba mi się zamuliła.

Cebulę duszę w większej ilości na dużej patelni, wkładam do słoiczka i potem używam w razie potrzeby.


Pokazało się miłe słoneczko, pocieplało, przeszłam się z psami po lesie, tak sobie bez celu. Muszę więcej chodzić, zbyt szybko się męczę.

Przyjechała Ola z Pawłem, także Asia była. Orzekli iż ciasto dobre. Jeden duch panuje w narodzie bo i Marlena mama Zuzi upiekła babkę z dyni, a Zuzia osądziła, że to najlepsze ciasto na świecie.


Już zapadła ciemność, dzień dobiegł końca, Ola pali śmieci, nie lubię tego, cóż zrobię sobie kawy, możliwe, że wczoraj wieczorem nieco się zaziębiłam bo ogarnia mnie jakiś smutnawy, pełen rezygnacji nastrój.



Zrobiłam zdjęcia, powiedziałam, że to jako dowód rzeczowy, gdy zapytano mnie czy pytałam o zgodę 

czwartek, 23 października 2014

Jesień

Wybrałam się na drogę by zobaczyć jak się przedstawia możliwość przedostania się do wioski  - jak tam moje "jeziora"



To mój Bajkał - można przejść bokiem po trawie. W najgłębszym miejscu będzie chyba 25 cm. Byłam w sklepie, ten kawałek musiałam rower przeprowadzić.
Przypomniałam sobie że przecież to idzie jesień


Tak to jesień, poszłam więc z pieskami do lasu ciesząc się, że koty śpią

Znalazłam


Może na sosik będzie, Paweł przyjedzie, ale on nie lubi grzybów.
Wczorajsze ciasto upiekłam dzisiaj. Ciasto było dobre, nadzienie dyniowe trochę nie wyszło, za dużo dałam przyprawy piernikowej oraz było nieco rzadkie. Po upieczeniu całość wyglądała i smakowała dobrze. Paweł zajadał się twierdząc, że takie dobre jak ze sklepu. Resztę zapakowałam i poleciłam mu zabrać do domu jako, że Żonka Marlena ma dziś imieniny.
Chodziłam sobie po lesie mrucząc: w lesie jest wszystko co kocham


Tylko w głowie mi się trochę kręciło, chyba od oczu. Źle widziałam, trzeba by pójść kiedyś do okulisty a tu pod lasem trudno o dobrego specjalistę.
Mówią: jaki pan taki kram. Usiłowałam sfotografować mój ulubiony fragment lasu i zdjęcie wyszło lekko zamazane - jak mój wzrok


Nie idzie mi dzisiaj pisanie, może to po wczorajszej nocy gdy podczas deszczu poszłam zobaczyć czy koty nie zostały gdzieś w szopie zamknięte. Kokusię zastałam na brzegu drogi skuloną, mokrą od mżawki. Czy czekała na mysz, która wyskoczy z zalanej wodą norki, czy na Dori'ego? Nie powiedziała mi, nawet nie chciała wrócić do domu. A Dori przemierzając duże obszary wodne wrócił głośno miaucząc z końca drogi. Ja zmokłam a one? Wylizały się nawzajem.
Właśnie Kokusia przyszła mi chyba powiedzieć, że jeżeli drzwi wyjściowe zamknięte to powinnam iść już spać. Chyba tak zrobię pomijając milczeniem wszelką filozofię dzisiejszego dnia


W górach jest wszystko, co kocham - Elżbieta Adamiak

W górach jest wszystko, co kocham
Wszystkie wiersze są w bukach
Zawsze, kiedy tam wracam
Biorą mnie klony za wnuka
Zawsze kiedy tam wracam
Siedzę na ławce z księżycem
I szumią brzóz kropidła
Dalekie miasta są niczym

Ja się tu urodziłam w piśmie
Ja wszystko górom zapisałam czarnym
Ja jeden znam tylko Synaj
Na lasce jałowca wsparty
I czerwień kalin jak Cyrylice piszę
I na trąbitach jesieni głosi bór
Że jedna jest tylko mądrość -
Dzieło zdjęte z gór...

środa, 22 października 2014

Taki dzień

Taki dzień, że tylko zaśpiewać filozoficznie




Wyszłam na górę ( po schodach ) i spojrzałam w pole (przez okno ) taki widok:

To od zachodu dlatego bardziej zamglone, od wschodu, na dole ( może częściej myte )

 A w kuchni?



 A przed domem psia miska do połowy napełniona wodą deszczową chociaż jestem pewna, że w nocy nie padało


Postanowiłam sprawdzić jak się przedstawia "droga do cywilizacji"



Trochę dalej?


To moja kraina wielkich jezior



Czyli włączam akcję drewno ponieważ chłodno jest a poruszanie siekierą daje efekt cieplarniany, poza tym internet jest nieco kapryśny, jak pogoda





Może kiedyś udałoby się ułożyć taką mozaikę?


Zamierzałam wprawdzie akcję sprzątanie lecz muszę uszanować koci sen ponieważ to moi współlokatorzy

Znalazłam stronę

http://ilovebake.pl/

Dużo ciekawostek kulinarnych a nawet filozoficznych tam można znaleźć;

Dostałam od Oli małą dynię - może bez fotografii - myślę co zrobić. Początkowo chciałam ugotować kompot, kiedyś udał mi się bardzo pyszny. Ale dziś ugotowałam krupnik dla rozgrzewki i myślę

Punkt 1

jak wydrążyć dynię

Punkt 2

domowy mus z dyni

Punkt 3

kruche ciasteczka

Tak myślę ale nie wiem co wyjdzie bo moja dzika śliczna  kotka postanowiła razem z drugą nie mniej dziką córeczką Filusią zażyć kąpieli i świeżego powietrza, czyli nie śpią więc do sprzątania wziąć się czas


Kropelki po prysznicu na futerku Kokusiowym


Spotkanie w lokalu Pod przyczepą



Pieski jednak nie zadowalają się wodą w misce i trzeba coś im przygotować pożywniejszego



Cóż minął dzień na pisaniu tego posta gdy połączenie internetowe raz było raz nie.

Jutro dzień podsumuję jeśli to będzie możliwe