czwartek, 28 kwietnia 2016

Wróciłam z Krakowa

Czas i tu wreszcie coś napisać. Zresztą mam taki zamiar by właśnie tutaj więcej pisać, chociażby dla samego pisania, by nie zasklepić się. Lepsze rezultaty byłyby być może podczas ręcznego pisania... ale poczta tak daleko.
Do Krakowa pojechałyśmy w środę rano to jest 20 kwietnia.
Rankiem około 9-ej przyjechał po mnie mąż Lucyny, Rysiek i zawiózł nas do Brzegu. Stamtąd bezpośrednio, wygodnie, bez przesiadek i postojów dojechałyśmy do naszego polskiego "Rzymu" miasta wielu kościołów, czyli Krakowa.
Nim wysiadłyśmy ja zaczęłam marudzić, że chcę już do domu. I to powtarzało się każdego wieczora i ranka.
Zatrzymałyśmy się w klasztorze Sióstr Karmelitanek przy ul Łobzowskiej.
Nie robiłam zbyt wielu zdjęć to jest archiwalne:



To akurat widok od strony tzw "kapelanówki" głębiej jest nowicjat.
Mieszkałyśmy w małym gościnnym pokoiku na poddaszu. Było zimno, ale kołder pod dostatkiem. Miałam zamiar fotografować ale że dopadł mnie nastrój: "chcę do domu" niewiele jest zdjęć.
Zdjęcia robione w pokoiku: krzyż na ścianie, widok z okna na kościół i klasztor oraz Lucyna, która okazała się szybsza od migawki aparatu:





Aby obejrzeć zdjęcia klika się w fotkę i otwiera się galeria z możliwością powiększania.

Tego dnia wieczorem rozmawiałam z Przełożoną, oddałam habity ( nieco sfatygowane) podpisałam dekret otrzymany z Rzymu zwalniający mnie ze ślubów karmelitańskich oraz pismo zawierające błogosławieństwo na dalsze próby zorganizowania życia czyli "pustelniczenie" jak to określiła jedna ze znajomych na fb.

Już jako Anna bez s (małe) bo duże mi zostaje ( nazwisko ) poszłam spać i spałam spokojnie do rana.

Rano wymeldowanie - można było zrobić to na miejscu, w Popielowie. Potem ZUS. Gdyby nie Lucyna mój dobry "anioł stróż" siedziałabym tam do zamknięcia urzędu - bo co jakiś czas, po odejściu od okienka dla wypełnienia formularza trzeba było naciskać jakiś przycisk by otrzymać numerek aby móc rozmawiać z urzędniczką. Nie mogła ze mną rozmawiać chociaż nic nie miała do roboty póki mój numer się u niej nie wyświetlił. 
W lesie żyje się prościej...
Po obiadku u Sióstr ( nie pamiętam co było ) przyszła po nas moja przyjaciółka Basia i chociaż sama niezbyt zdrowa prowadziła do siebie zieloną stroną miasta. W pewnym momencie był mur, który pamiętał jakieś bardzo odległe czasy, nie pamiętam już jakie i tu Lucyna zrobiła nam zdjęcie na moim aparacie i to jedyne co mam, widać moją zmęczoną gębę - buty też miałam niezbyt odpowiednie - niewychodzone.
Lucyna w międzyczasie zrobiła mi wykład jakie to buty bierze się na wycieczkę czy pielgrzymkę. Tłumaczyłam się, że ja nie na pielgrzymkę ino z lasu do wielkiego miasta, chciałam być po miastowemu...


U Basi zjadłyśmy drugi obiadek (cóż to dla Hobbita, drugi obiadek...pestka )
był bardzo pyszny na pewno były pyszne ziemniaczki z koperkiem, mięseczko w sosiku. Był też deser taki dobry owocowy przecier, który zjadłam tak szybko, że zapomniałam z czego się składał. Coś pomarańczowego i z imbirem. Dostałyśmy też żurawinę w słoiczkach. Zjadłam ją w domu łyżeczką ze słoika w ciągu dwóch dni ... może to większe zapotrzebowanie na witaminy????

A tu kilka zdjęć od Basi, moja gębusia wyczerpana sesją zdjęciową - bo przecież chciałam - do domku..



No może tą najbardziej zmęczoną twarz moją sobie daruję.

Spałyśmy trochę gorzej, ale to może pełnia księżyca albo zbliżająca się zmiana pogody.. Byłyśmy w Łagiewnikach ale nie zrobiłam zdjęć.

A to cytat z fb: 

No tak chwilowo nie mam innego zdjęcia - a trzeba to napisać. Po długim namyśle i modlitwie zdecydowałam się tutaj pod lasem zostać. Minął czas mojego pobytu poza klasztorem i trzeba było zadecydować. Chciałabym zostać pustelnicą,czas pokaże. Jak na dzisiaj nie jestem już siostrą karmelitanką i nie przysługuje mi już tytuł Siostry... Cóż mogę zostać Ciocią całego świata, jak mówią o kapelanie Sióstr Karmelitanek w Krakowie na Łobzowie - wujek całego świata ...tak to obecnie wygląda, ja też. To zdjęcie z zeszłego roku. Mam aktualne ale na nim wyraźnie widać jak jestem zmęczona. To zdjęcie z wyjazdu do Krakowa w sprawach urzędowych Jestem z przyjaciółką Basią na tle muru który coś odległego pamięta, ale ja nie pamiętam. Nawet zielona strona miasta mnie znużyła ( buty miałam nieodpowiednie Emotikon smile )

Odpowiedzi część nie będę wszystkich zrzucać - to tylko dla dodania kropki:


Jak wróciłam zmęczona lecz radosna nie było już kulawej kury i wszystko wróciło do normy. Koty zauważyły, że mnie nie było, potem, że wróciłam - nie było szału... Wszystko w normie. Czas wziąć się w garść. 

Ja:














wtorek, 19 kwietnia 2016

Życiowe zmiany

Jutro jadę do Krakowa, napiszę o tym jak wrócę. Nadeszła chwila ostatecznej decyzji. Pobyt na eksklaustracji nie może trwać w nieskończoność. Musiałam podjąć decyzję: albo wracam do klasztoru w Krakowie albo zostaję tutaj i rezygnuję z bycia karmelitanką.

Zostaję tutaj.

Jutro jadę aby dopełnić formalności urzędowych: odebrać odpowiedni dokument od Kongregacji z Rzymu oraz wymeldować się i uzgodnić wątpliwości w ZUS.

Po powrocie napiszę więcej. Zresztą zamierzam więcej pisać chociażby dla samego pisania. By rozwijać tę zdolność i nie zamknąć się w świecie ikonek oraz obrazków.

Na drogę niech towarzyszy mi Modlitwa kardynała Newmana

Modlitwa Kardynała Newmana

Prowadź mnie, Światło, swą błogą opieką,
Światło odwieczne!
Noc mroczna, dom mój tak bardzo daleko,
Więc Ty mnie prowadź.
Nie proszę rajów odległych widoku,
Starczy promyczek dla jednego kroku.

Nie zawsze tak się modliłem jak teraz,
Światło odwieczne.
Sam chciałem widzieć, sam chciałem wybierać
Swą własną drogę.
Pomimo trwogi łaknąłem barw świata
Ufny w swą siłę. Przebacz tamte lata.

Tyś zawsze trwało, gdym przez głuchą ciemność,
Przez bór, pustynię
Błąkał się dumny. O, czuwaj nade mną,
Aż mrok przeminie,
Aż świt odsłoni te drogie postaci,
Którem ukochał niegdyś, którem stracił.