wtorek, 19 lipca 2016

Kwoka

Ciekawe ile stresu może znieść taka kwoka, ile napięcia i czujności? Tu pod lasem nie ma bezpieczeństwa. Duże podwórko, płot dziurawy. Kwoka ze swego kurzego rocznego życia poznała to wszystko teraz spadła na nią odpowiedzialność za 4 swoje i 3 cudze kurczaczki. Są tu duże kury w liczbie obecnie 6 i dwa duże koguty- szczególnie Omega jest wredny, są kurze nastolatki wścibskie i niektóre z nich też złośliwe zwłaszcza wobec mniejszych. Są tchórze, lis, koty i pies. Pies się nie liczy, psu można z miski kaszę wyjadać, koty są niepewne ale widać, że dużych kogutów się boją i wiedzą, że kurcząt ruszać nie wolno.
Kwoka trzykrotnie szarżowała na lisa, kilkakrotnie mokła pod świerkiem osłaniając sobą kurczaczki. Dlaczego te kury jak pada nie potrafią iść do kurnika?
Może gdyby bardzo mocno padało ale wtedy musiałyby pokonać całą przestrzeń pomiędzy ich "zagajnikiem" bzowym a kurnikiem około 40 moich kroków.
Widzę jak kwoka często przystaje naciąga szyję prawie jak żyrafa i patrzy raz jednym raz drugim okiem i słucha, bardzo czujna.
To że jeden kurczak oślepł to chyba moja wina. Zrobiłam kwoce gniazdko w innym pomieszczeniu - dawny warsztat, obecnie składowisko różnych rzeczy - ponieważ wysiedziała swe kurczęta w dość niedostępnym miejscu. Gdy były malutkie siedziały w gniazdku potem zaczęły zaglądać wszędzie. Powinnam sprawdzić co jest. Gdzieś to stworzonko wsadziło łepek i katastrofa. Potem kwoka pilnowała, ona gdy ostrzega wydaje taki zabawny dźwięk podobny do cichego warknięcia.
Byłam pełna podziwu, że wiodła te kurczaki nawet za siatkę za drogę na skraj lasu i wracała z nimi łącznie ze ślepym.
Wczoraj pojawił się jastrząb, nie widziałam całej akcji, dopiero jak jastrząb wzlatywał spostrzegłam go na tle sylwetki kury. Kura walcząca z jastrzębiem!
Mały kurczak uciekł wprawdzie zemdlał ale ocalał. Na ranę przyłożyłam duży liść żyworódki, potem przemywałam ziołową mieszanką złożoną z liścia orzecha, krwawnika babki i liścia winogrona, potem na noc znowu przyłożyłam liść żyworódki ponieważ pod skrzydłem dobrze się trzymał. Spał u boku mamy to chyba było najważniejsze.
Dzisiaj atak nastąpił z innej strony, zza domu, pewnie jastrząb. Koguty podniosły jazgot ale dla mnie najważniejszy jest głos kwoki. Biegła przed siebie jak oszalała. Małe chyba wiedzą, że jak jest zagrożenie kryją się w krzakach a potem zbierają się pod świerkiem. Kwoka wróciła pod świerk, brakuje najstarszego kogucika, który zawsze chodził przy boku mamy i dostawał klapsa gdy wyjadał jej spod dzioba.
Spostrzegłam, że kwoka ma chyba dosyć. co chwilę przysiadała by zaraz wstać i nasłuchiwać. Ułożyła małe w piasku pod krzakiem i posilała się obok dziobiąc głównie liście mlecza. To znak, chyba wątroba ze stresu - tak myślę...
Towarzyszyła jej najstarsza kurka, cały czas obok niej. Posiedziałam obok chwilkę popilnowałam aby małolaty koguty nie zaczepiały jej dzieci ( a roboty mam tyle, że hej!) potem poszłam zobaczyć co ze ślepą kurką, taka niemrawa, pomyślałam niech idzie do mamy, do gromadki, może też poleży w piasku?
Zaniosłam, postawiłam przed kwoką, a małe jak postawiłam tak stoi, pchnęłam - kwoka podeszła bliżej jakby chciała się lepiej jemu przyjrzeć i tak chwilę stały nachylone ku sobie. Rozmawiają? Bezdźwięcznie? Poszłam sobie. Za jakiś czas podeszłam sypnąć coś małolatom. Patrzę a kura przytuliła do siebie kalekiego kurczaka i tak stoi przy nim.
Wzruszyłam się, poszłam coś im przygotować. Gdy wyjrzałam aby sprawdzić co robią koguty - bo to wredne plemię - ślepaczek zdążał w kierunku schodów do domu.
Może kwoka go odesłała do mnie bo chce znowu iść na wędrówkę po okolicy z małymi? Ślepaczka wsadziłam do koszyka na ganku a kwoka podążyła do bramki, Dzielna "niewiasta". Nawet Pismo Święte pisze: "Dzielną niewiastę któż znajdzie?"
Nie dawno zastanawiałam się dlaczego giną kurki a nie koguty. Od wczoraj zginęły dwa: jeden małolat, ten milutki co za mną chodził, i kurczak starszy ( jest jeszcze jeden najmniejszy). Ale dlaczego nie padło na Omegę toż to największa wredota i wyrok na niego został wydany przeze mnie i przez Zuzię.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Lubię

Lubię takie spokojne, bezwietrzne i pochmurne poranki. Tak się zapatrzeć w  nieruchomość leśnych drzew i ich głęboką zieloność. Zasłuchać w śpiew ptaków, ale kury nie dają a właściwie koguty. Nie lubię kogutów.
Wczoraj znowu lis porwał kurkę, biedny ten lisek, z daleka wygląda dość mizernie. Zostawiłam mu psią kaszę, która została, zjadł ale kurki też nie ma.
Kasza ugotowana była na skrawkach mięsa rosołowego - jęczmienna - pies zjadł co lepsze z wierzchu potem przystąpiły kurczaki. Dziwiłam się bo dziobały jakby nie jadły z tydzień, najwięcej dziobała ślepa kurka. Sadzam ją na misce i sobie tam grzebie i dziobie aż jej się dziób zaklei. Zadziwia mnie jej orientacja, zawsze trafia do miski z jedzeniem, nawet jeśli po drodze musi przejść przez kota. Wtedy oboje uciekają każdy w swoją stronę.
Pilnowanie by kurka zawsze trafiła do mamy zajmuje nieco czasu. Może to lepsze niż sprawdzanie wszystkich wiadomości?
Wieczorem zazwyczaj najpierw przeglądam wszystkie powiadomienia i odnośniki, piszę komentarze lub udostępniam, wklejam obrazki a mało piszę. Bywa, że bardzo bolą mnie oczy. Powinnam częściej robić okłady z ziół, zwłaszcza, że zrezygnowałam ze szpitalnego badania - i po co mi ono? Żeby stwierdzono czy mam czy nie miastenię? A jak nie to co? Wątpię w doskonałość badań opolskiego szpitala. Jakoś mi się nie chce. Wprawdzie czasem złośliwie sobie myślę, że wreszcie Ola by musiała sama zająć się swoimi kurami i kogutami w towarzystwie lisa i tchórza... Cóż jestem złośliwa ale nie do końca, poza tym naprawdę mi się nie chce. Tylko żebym wreszcie zajęła się ziołami...
Zioła - tyle o nich można się dowiedzieć na internetowych stronach... Postanowiłam rozejrzeć się i zająć się tymi które rosną w zasięgu ręki - a jest ich trochę...
Gdy tak piszę nagle słychać kurzy krzyk. Myślałam,że to koguty się dziobią ale wybiegłam. W pierwszej chwili niczego nadzwyczajnego czyli np lisa nie zauważyłam. Kwoka stała na drugim końcu podwórka koło drewutni... od niej odbiegł kurczaczek w kierunku stodoły. Zdążyłam zawołać tylko: - co się dzieje? Gdy zaważyłam obok kwoki jastrzębia. Dzielna, rzuciła się na niego. Nawet kocur podszedł ale trochę zbyt wolno i stare koguty podniosły jazgot ale trochę późno. Jastrząb odleciał, kwoka pobiegła do reszty małych, kury nadal gdakały jakby nabożeństwo żałobne z lamentacjami odprawiały, a ja odnalazłam pod krzakiem czarnego bzu zemdlonego kurczaka. To ten ślepy. Biedaczek, oddychał ale głowa mu bezładnie opadła, pod skrzydłem ma dużą ranę. Położyłam na starym ręczniku na krześle i poszłam odszukać resztę kurek. Zdaje się że są wszystkie. Kurczakowi przyłożyłam liść żyworódki na ranę, bo akurat nic nie mam. Zaparzyłam krwawnik z liściem orzecha i  babki ale to musi się zaparzyć i ostygnąć. Trzymam kurczaczka na ręce, główka już mu tak nie opada a nawet wstaje na nóżki. Idę zobaczyć co z resztą.
Kogut małolat strącił małą kurkę chorą z krzesła i sam tam usiadł bo zaczęło mżyć. Dostał po ogonie. Kurka nie je ani nie pije ale stoi na nóżkach tak jak ją postawię. Chodzi za swoją mamą ale zabrałam ją na ganek postawiłam w koszyku, może dojdzie do siebie.
Przypomniało mi się coś o oregano i rzymskich legionach, nie pamiętam dokładnie, muszę zrobić olej oreganowy ale to potrwa.

sobota, 2 lipca 2016

Spadł deszcz

Miała być gwałtowna burza, ale spadł deszcz, miarowy, szeleszczący w konarach drzew. Pewnie drzewa śpiewały hymn wdzięczności.
Ja? Taki mały cyrk. Gdy zaczynało padać kwoczka była blisko swego gniazda i udało mi się ją zagonić, ale z tyłu zostały trzy kurczaczki... Gdy straciły mamę z oczu postanowiły wrócić do miejsca możliwie najbezpieczniejszego czyli pod świerk na drugi koniec podwórza. Pomyśleć, takie krótkie nóżki a tak szybko biega. Ja za nimi i tak naokoło świerka aż pojedynczo udało mi się je wyłapać i dostarczyć kwoce do gniazda. Deszcz nie był zbyt duży ale wyglądałam jak topielica, z sukienki lała się woda. Trzeba było się natychmiast przebrać.
Podlotki kurze nie za bardzo chciały wracać do kurnika. Koguciki z daleka wyglądały jak bażanty.
W pośpiechy aby się zagrzać, wciągnęłam na siebie wściekle pomarańczowy sweterek... Najpierw w kurtce przeciwdeszczowej usiłowałam przekonać kurki do powrotu do kurnika, za mało przekonywająco;  zresztą mocniej się rozpadało. Wróciłam do domu
- jak chcecie moknąć to moknijcie - powiedziałam im na odchodnym - a przez okno zobaczyłam, że wróciła jaskółka a ja zamknęłam kwokę, która mieszka razem z jaskółką. Mało brakowało, że boso pobiegłabym wołając: Jaskółeczko, poczekaj, już otwieram, po zamknięciu spostrzegłam, że kurki boją się mnie...  no tak, zrobiłam się na lisa.
Znowu musiałam się przebrać i przypomniałam sobie, że lisowi też trzeba coś zostawić na kompostowniku, kaszę psią lub stary chleb...
Tak, myślałam, że gdy spadnie deszcz i nie będę musiała podlewać to będę mogła dużo napisać, poczytać i jeszcze wcześnie pójść spać. Jeszcze chwila a zastanie mnie tu północ, ale komary postanowiły mnie dziś zjeść. Nie wiem co ze mnie do jutra zostanie.