poniedziałek, 27 czerwca 2016

Poranki

Lubię poranki. Wszystkie i słoneczne i mgliste i te deszczowe. Ciche poranki, bezwietrzne. Budzi się nowe, jakaś tajemnica i nadzieja. Wieczory są też piękne ale inne, zachody słońca, złote, różowe, barwne łuny nad horyzontem można patrzeć aż do zaśnięcia. Tak, wieczory proszą o odpoczynek o odłożenie wszystkich spraw, czasem nie można ich tak sobie odłożyć, czasem trzeba przeciągnąć w noc by dokończyć. Wtedy jest rano tak:


A tu trzeba kurki wypuścić, a jeśli nie one to jaskółki.
Wczorajszy dzień był lekko deszczowy. Zapowiadano burze i nawałnice. Nawet zbudowałam szałas dla kurek obok świerka ale przykryty niebieską folią, niezbyt widowiskowy i nie bardzo kwoce przypadł do gustu. Nieufna nie schowała się tam przed deszczem. Mokła pod świerkiem a do kurnika przez całe podwórko odkryte nie poleci, żadna z kurek nie poszła do kurnika. Na szczęście u nas nie było nawałnic z gradem i ulewnym deszczem. U mnie pod kasztanem  były suche miejsca, a na ogrodzie ziemia zmoczona na głębokość 0,5 cm.
Na stronie twoja pogoda jest mapka z historią burz: 


Tak się przedstawia w tym widoku województwo opolskie
Po południu siąpanie deszczu ustało, było łagodnie ciepło, trochę wilgotno. Poza  małą wizytą lisa było nawet spokojnie i cicho. Asia wcześniej poszła do siebie ( bo miały być burze ) Ola miała dyżur w nadleśnictwie, dzieci nie przyjechały bo właściwie nie miały czym, rowerami trochę za daleko - 15 km, zresztą Marta jest malutka i rowerem tylko z mamą.
A ja miałam takie wielkie pragnienie usiąść lub lepiej położyć się i zamknąć oczy... Kiedyż to spełni się biblijne: "lis jak wół będzie jadł słomę..." może tam było trochę inaczej.
Może te kurki to nie mój interes, byłam przeciwna, (jak na nie patrzę to jestem w duchu weganką) żeby chociaż teren był przygotowany do hodowli kur. Płot dziurawy, żadnego zadaszenia żeby w czasie deszczu gdzieś karmę postawić. Na kurnik przemieniona stara obora gdzie łatwo wchodził tchórz...
Nie chciałam aby były kury ale są, na pewno to ma sens, nie wiem jaki ale wierzę że ma... w klasztorze była klauzura, ścisła. Wyjcie tylko z konieczności np do lekarza. Tutaj kury stanowią swoistą klauzurę... wyjazd tylko wtedy gdy ktoś mnie tu zastąpi. Ścisła klauzura, wymóg stałej czujności, gdy zagapię się przy komputerze (stacjonarny) koguty zaczynają złowrogo piać a kury gdakać i nie wiadomo czy idzie lis czy mój rudy kot. Muszę wyjść i popatrzeć gdzie czai się wróg.
Postanowiłam w końcu przeczytać Thoreau "Walden czyli życie w lesie". Mam to od jakiegoś czasu na komputerze. Wolałabym książkę.
Wczoraj zaczęłam czytać wstęp traktujący o ówczesnej epoce kulturalnej w Ameryce. To XIX wiek. Nie lubię wstępów są jednak konieczne - obraz tamtych dni. Kilka zdań bardzo mi się podobało. Jedno ze zdań charakteryzujących samego Thoreau odpowiada moim poglądom a raczej mojemu nastawieniu do życia: "
Thoreau jednak nie zgadzał się z nimi, twierdził, że on może albo uznać społeczeństwo w postaci, w jakiej ono istnieje, albo je porzucić. Ponieważ w jego pojęciu społeczeństwo nie zasługiwało na akceptację, wybrał to drugie wyjście. Nie urodził się po to, podkreślał, aby zmieniać ten świat na lepszy, nadający się do życia, lecz po to, aby po prostu żyć w nim, niezależnie od tego, jaki jest. Nie chciał nikomu podsuwać żadnych recept ani dróg wyjścia, nie twierdził, że wszyscy mają żyć w prostych chatach jak pustelnicy, ale walczył o to, aby każdy mógł dokonać własnego wyboru."
 Nie zamierzam o nic walczyć, on ostatecznie opuścił swoją pustelnię aby walczyć - miał o co - o zniesienie niewolnictwa, wówczas jeszcze było.
Jego zapiski to nie przygotowanie do życia w lesie, to raczej rozważania natury filozoficznej i ekonomicznej ( w tym czasie ponoć ekonomia była na topie w Nowej Anglii )
Surviwalowe też kiedyś poczytam, jak opracuję do końca swój zestaw ziół koniecznych i dostępnych z opisem zastosowania. Często zapominam na co jest to ziółko.
Około godziny 21-ej niebo było już prawie czyste. Za fragmentem lasu na zachodzie różowiało niebo ( sprawdziłam, że zachód słońca u nas wypada około godziny 21,07 ) Nad podwórkiem krążyły dwie jaskółki. W dzień padało, nie nalatały się więc czekam zanim zamknę tę część gospodarskiego budynku, a zamknąć trzeba bo lis, bo tchórz...
Wreszcie mówię jaskółeczko już czas, za chwilę pojawią się nietoperze. Tęskniąc do spoczynku powtórzyłam jaskółeczko, jaskółeczko... a ona jakby słyszała zatoczyła koło nad moją głową i zniknęła, nie zauważyłam momentu wlotu przez drzwi do pomieszczenia. Poczekałam chwilę i mogłam już zamknąć... Dobranoc kurko i jaskółki.
Usiłowałam uchwycić aparatem chwilę ale nie udało się, za słaby obiektyw czy fotograf. Lubię takie obrazy z rysunkiem drzew na tle nieba i kolory zachodu ale zlały się z cieniem nad naszym podwórkiem.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz