sobota, 27 czerwca 2015

Zaczynają kwitnąć lipy

Pierwsza lipa zaczyna kwitnąć. Postanowiłam uzbierać nieco kwiatów, aby herbatkę albo syrop zrobić. Wyciągnęłam długą metalową drabinę, rozstawiłam, zawiesiłam koszyk


Wdrapałam się na drabinę z jednej strony a czarna kicia z drugiej i jakimś akrobatycznym sposobem usadowiła mi się w koszyku. Natychmiast pobiegłam po aparat fotograficzny i drugi koszyk abym miała do czego nieco kwiatów zebrać.



Na stronie ziołowa wyspa przeczytałam co nieco o lipie. Ponoć spanie pod lipą daje prorocze sny, chętnie położyłabym się ale przy sobocie jest mało czasu. Kotek pewnie już śni swój sen, gdyby tylko mógł opowiedzieć 


A tu kurka:


i więcej kurek



To są zielononóżki można się przyjrzeć czy mają zielone łapki









czwartek, 25 czerwca 2015

Nie ma komarów

Nie ma, no może są ale w mniejszej ilości. Możnaby usiąść na ławce przed domem, wieczorkiem i medytować... Jest trochę zajęcia z zaganianiem kurek do kurnika. Maleństwa jeszcze takie. Dzisiaj nawiedziły nas lisy. Widziałam dwa, rano. A pies spał. Pewnie porwały jakąś kurkę. Były dzisiaj bardzo niespokojne. Chciałam to napisać jakoś wyraziściej ale bardzo boli mnie głowa. Wczoraj użarł mnie kleszcz.

Komarów może ie ma ale są kleszcze.

Pies ułożył się na łóżku. Idę policzyć koty.

sobota, 13 czerwca 2015

Przeszła burza

Dziś Święto Najświętszego Serca Jezusa, to ważne Święto, ale nie udało mi się pójść na Mszę Świętą.
Rano już zaczynał się upał. Zdawało się, że chociaż chmury nadciągną, to wówczas mogłabym w ciągu dnia podlewać, bo wprawdzie prognozy pogody zapowiadały burze w naszym regionie, ale wątpiłam w to że nad nami przejdzie większy deszcz.
Wszystko stworzenie chowało się po krzakach, w cieniu, tylko kurczaki biegały po całym podwórku. W cieniu ganku ustawiłam sobie fotel i co jakiś czas odmawiałam fragment brewiarza, usilnie prosząc Serce Jezusa o deszcz.
Kokuś dyszała w krzaku róży rosnącym pod młodą lipą

Nori wybrała dołek w cieniu, w dziurze kociego przejścia w siatce


Znowu ugotowałam sobie "rosół" z grzybów suszonych. Po zieleninę nie warto było chodzić. Z ciekawości położyłam na środku podwórka termometr okienny


Termometrowi zabrakło skali i w ten sposób go zepsułam.

Wyczytałam, że pączki kwiatowe lipy również nadają się do jedzenia, wybrałam się na zbieranie garstki, za bramką w cieniu lipy, na polu kukurydzy zobaczyłam zająca, siedział zupełnie nieruchomo, pewnie dyszał z gorąca.


Zaniosłam w to miejsce stary garnek z wodą, może chociaż ptaki się napiją.
Na niebie chmur burzowych nie było widać. A tak po przystrojeniu pączkami lipowych kwiatów i płatkami chabra wyglądała moja zupa:


Piszę od wczoraj, najpierw wreszcie przyszła burza z gradem, dzisiaj dzieci okupowały do późna komputer.
Burza z deszczem podlała roślinki, obawiam się, że było to takie jednorazowe i o wiele za mało. 
Próbowałam po burzy sfotografować niezwykłe odblaski słońca na chmurach, kałuże i tęczę, pod wieczór nie było to łatwe, gdyż aparat słabszy a ja nie mam doświadczenia fotograficznego.

Kałuże, po których już nie ma śladu:


Zrobiłam kilka zdjęć tęczy ale żadne nie oddaje tego piękna, w końcu bateria w aparacie się rozładowała


W nocy jeszcze była wichura, nad nami szumiał groźnie stary kasztan


Ale doszłam do wniosku, że skoro kotek koło mnie śpi spokojnie to nie ma obaw.
Dzisiaj wrócił upał, kurki biegają już po całym podwórku - pomyliłam się, mają dopiero 3 tygodnie - dzieci ze swoją mamą narobiły nieco hałasu

Kurki:



Goście


I chmurki:
















czwartek, 11 czerwca 2015

Podlewam

Jest taka ogrodnicza strona: Nie podlewam - ale nie mam czasu poczytać.
Jedną czwartą dnia zajmuje mi podlewanie. Noszę konewką wodę od studni do ogrodu, a co jakiś czas woda ucieka i trzeba lać od góry do studni pól wiaderka wody, aby studnia "załapała". Zależnie od odległości grządki to jest dość spora ilość kroków, kiedyś liczyłam.
Oczywiście, rozdzielam to podlewanie - jak pada cień tam zaraz podlewam. Ileż mogę tą konewką podlać?
Tu Dori leży na trawie, niewiele kolorystycznie różni się od trawnika:


A to jest żółtlica:


Jak ktoś ma taki cenny chwast w ogródku niech wie, że można go jeść ( lubią go czy ją króliki) zawiera dużo białka, witaminy C, potasu, żelaza, krzemu...

Można poczytać tu o zastosowaniu w lecznictwie ziołowym:


Kiedy oglądam kury, myślę wówczas by zostać na stałe weganką. Czasem przygotowuję sobie na śniadanie wegańską "jajecznicę" bez jajek. Czyli płatki owsiane zagotowane na wodzie z dodatkiem kurkumy i różnych przypraw, ostatnio dodawałam do niej wrotycz, teraz pomyślałam, że skoro żółtlica zawiera białko to jajecznica będzie bardziej jajeczna ( o to białko) 




Znowu było ostre słońce, a już miałam nadzieję na zachmurzenie. Przy ostatnim upale nabawiłam się chyba udaru cieplnego. Po południu rozbolała mnie głowa, męczyły nudności, tak że musiałam prawie cały czas leżeć. Od czasu do czasu robiło mi się na dodatek straszliwie zimno. Zaparzyłam łodyżkę glistnika, zdaje się pomógł przynajmniej na nudności i lżej było zasnąć. Zasnęłam nie zamykając drzwi wejściowych, koty były na podwórku więc mogły wchodzić i wychodzić bez przeszkód.
Dziś znowu zaczynała mnie boleć głowa, ale do zaparzonej herbaty dodałam syropu miętowego. Mięta ponoć ochładza organizm.
Zgadzam się na komary o ile to sprawiłoby że spadnie deszcz
A na obiad zrobiłam sobie "rosół" z wywaru z suszonych grzybów z dodatkiem bluszczyka kurdybanka i podagrycznika, taki czysty z ryżem. Miał rosołowy posmak i bardzo lekki. Na upały to dobry rosół.



środa, 10 czerwca 2015

Uziemienie

Ola sprowadziła sobie kurczaki, są już ponad tydzień. To takie szare zielononóżki, mają już pewnie z 8 tygodni. Biegają żwawo. Nie mają żadnej zagródki, biorąc pod uwagę moje koty, muszę uważać. Kotom tłumaczę, że to moje kury, ale jak nie patrzę bardzo się im przyglądają i widzę jak się im napinają mięśnie do skoku. Czasem kurki zapędzają się na stałe miejsca polowań kotów, na przykład pod krzaki bzu, na kompostownik, albo na pryzmę trocin pod piłę. Nie ręczę wtedy za moje koty. Zresztą pierwszego kurczaka załatwił zaraz Łatek, znalazł go w trawie i porwał uciekając z nim do lasu. Dawno nie było tu kurczaków. Miłe ptaszki, chociaż nie przepadam za nimi. Pewnie niedługo przejdę na weganizm.
Usiłowałam je sfotografować ale nie jest to łatwe. Małe szare, ciągle w ruchu.

To jest Łatek obok mnie i ławki, widać jak spalona jest trawa od słońca








Kurki słabo widać za to widać jak żółkną liście rzodkiewek. Chociaż jest pochmurno to nie pada. Wczoraj nieco pokropiło. W garnku na podwórku nazbierało się kilka milimetrów wody. Z lipy powoli opadają żółte liście. Dzisiaj podlewałam ile mogłam. Zostawiam sobie czytanie i pisanie na wieczór, niestety wtedy bolą mnie oczy. Może lepiej czytać w dzień a wieczorami drewno rąbać albo podlewać.
Jest takie cudowne uczucie, można siedzieć przed domem na ławce, wąchać zapach kwitnącego czarnego bzu - i nie słychać komarów.





poniedziałek, 8 czerwca 2015

Budkowiczanka i różowa tropicielka

Jakby  ktoś nie wiedział co to jest Budkowiczanka to proszę poczytać - tu będzie opis kilku rzek:

rzeki roku

Piszą, że Budkowiczanka to rzeka energii, dodająca sił. Można się o tym przekonać oglądając poniższe zdjęcia. Ja tam idę powoli za wróżko-ważką tropicielką czyli Zuzią - Czarna Stopa
Zuzia tak długo prosiła żeby pójść z nią na mostek, że w końcu, zrobiwszy co najważniejsze poszłam.
Tropicielka zaprasza mnie na wyprawę:


Podążaj za mną! Staram się jak mogę, mówię, ja nie jestem taka młoda jak ciocia Ewelina, która wczoraj tutaj z tobą szła... I nie jesteś taka młoda jak ja!!!


Umyjemy sobie nogi!! Jestem Zuzia - Czarna Stopa



Las z prawej:



i z lewej


Uciec się nie da



Idziemy dalej



I oto tropicielka czeka na mostku:


Widok z jednej i drugiej strony mostu, ale to nie koniec wyprawy



Tropicielka nieustraszona prowadzi nad wodę



Jeszcze kilka, tak z osiem, pokrzyw miniemy:


Już pod mostem prawie


Zdejmujemy butki i pójdziemy boso



Naprzód 

Tropicielka jak wodna różowa ważka


Uważajmy aby się nie zamoczyć...

Chyba już się zamoczyliśmy


W słonku zaraz wyschniemy!


Tu ładnie piasek się sfalował. Nie jest głęboko


No to idziemy dalej


Coś pływa


Muszę przyznać, że chociaż tropicielka mała ciągle mi pokazywała pływające nartniki  wodne, walczyła ( na niby ) z nimi, pokazywała mi "zatoki nartników" to ja zaraz po powrocie zapomniałam o nich i musiałam poszukać sobie później o nich informacji w internecie. Nie sfotografowałam nartnika bo to wszystko ciągle się ruszało i pająki i tropicielka a mnie oślepiały odblaski słońca w wodzie.

Teraz kilka roślinek których nie rozpoznałam:





A nad nami szumi las...


Odblaski wody:


To była chyba zatoka ważek:


Tropicielka ciągle coś mi pokazywała nie zawsze nadążałam 


Może coś złapiemy, a jak nie to znajdziemy tajemnicze kamienie, na pamiątkę


Może to była właśnie zatoka nartników?


Wyżymamy podmoczone ubranka


Nic to trop wiedzie dalej - idziemy


i dalej


Patrz na ważki! Próbowałam je sfotografować ale nie wyszło zdjęcie


Kolejna zatoka, nie pamiętam jakiego imienia


Więc podążamy dalej za tropem znanym tylko tropicielkom


To było w kierunku kłody i kłoda zdobyta



Zapada nieoczekiwana decyzja idziemy dalej


do drugiego mostu


Spowija nas wodny mrok i zrywa się wiatr


Jednak tropicielka z uśmiechem pokonuje wszelkie przeszkody


Woda jest czysta i przejrzysta


Decyduję się wracać. Zuzia bierze z dala widoczne przewrócone drzewo za drugi most. W rzeczywistości jest on dużo dalej. Po raz drugi zdobywamy kłodę


Oto wodna wróżka 


Rosną tu firletki, kwiaty wodnej wróżki ale nie zrywamy ich, zrywam jedynie jedną łodygę trędownika. Kiedyś o nim pisałam, a raczej cytowałam. To dobre ziółko, ponoć może z powodzeniem zastąpić " czarci pazur".


Mimo wszystko tropicielka uśmiecha się radośnie


Kolejny raz wykręcamy się


Od czasu do czasu zdarza się jakiś wodny atak na wroga


Tropicielka jak przystało na zwiadowcę na czas ostrzega mnie gdzie jest głębiej



Już wracamy, jak tu obuć tak piaszczyste nogi?


Jeszcze z góry spojrzymy na rzekę, jakiś mech rzucimy


Przed powrotem tropicielka posiliła się garstką podeschniętych poziomek


Opowieść tę obrazkową, nieco przydługą dedykuję Zuzi a także cioci Ewelinie. W drodze powrotnej Zuzia mi powiedziała, że wczoraj tak nie było bo ciocia Ewelina ją trochę niosła. A tu patrzcie już sama mnie prowadzi w wodne głębiny niczym Świtezianka mała.