sobota, 7 marca 2015

Wyniki oczywiście badań

To było w czwartek. Pojechałam z Lucyną do ortopedy do Brzegu. Obie trochę niewyraźnie się czułyśmy, ale jechać trzeba było. Wiesia poprzedniego dnia odebrała wynik prześwietlenia tego obolałego barku. Prześwietliłam tak dla pewności że coś się dzieje, że coś się działo gdyby dieta okazała się skuteczna. Dieta nie do końca przestrzegana jeszcze nie pomogła a na opisie widnieje: "stan normalny"... Wprawdzie jest odczuwalna poprawa i nie wiadomo czy pomogły łykane lekarstwa czy częściowa dieta?
Początek był taki, że Lucyna zawiozła mnie do przychodni przyszpitalnej, bardzo pewna, że tam bo zazwyczaj tam jeździła "ze swoimi".
Nie zapytałam na jakiej jesteśmy ulicy i tylko zapewniałam , że tam było inaczej i dwie panie w rejestracji.
W końcu trafiłyśmy i nastawiłam się na dłuższe czekanie. Ale panie, z których jedna to kuzynka Wiesi sprawdziły, że jest wcześniejsze puste miejsce. Przesunęły mi numerek. Jak poprzednio ktoś wyszedł i ja weszłam. Pan doktor ucieszył się, że mi jest nieco lepiej. Obejrzał zdjęcie, powiedział, że on to widzi trochę inaczej. Pokazał mi jakieś miejsce na kliszy, że tam jest zwyrodnienie. ( Mój wyrodny bark ) i że za jakiś czas trzeba będzie zrobić ponownie. Chciał zapisać blokadę, ale moja mina go powstrzymała. Zapisał leki. Miałam powiedzieć że chcę przeprowadzić leczenie dietą pani dr Dąbrowskiej, ale jak zwykle nic nie powiedziałam. Rozmawialiśmy jeszcze gdzie to w Karłowicach jest leśniczówka, bo on tam kiedyś jeździł np na Olszak.
Mam wrócić za 3 tygodnie. Gdyby tak udało się zachować dietę... Mówią, że pszenny chleb działa na mózg jak narkotyk. Wczoraj na kolację znowu zjadłam kilka kromek chleba. Muszę więcej jarzyn ugotować... Leczenie nie jest przyjemnością, muszę sobie to wyraźnie powiedzieć. Co by było gdyby potraktowano mnie jakąś chemią - chociaż te leki to właśnie jest chemia... Ale muszę je zażywać, póki nie ma wyraźnego zaniku bólu.
Kiedy wróciłam Asia jeszcze była, dokładała do pieców. Było ciepło ale wydawało mi się, że pachnie papierem jakby coś się na nim piekło i przypaliło się... W pokoju był taki delikatny dymek. To przypalało się drewno ułożone za piecem. Nie było takie mokre jak poprzednio, sosnowe, żywiczne.
Gdy Asia już poszła zasiadłam do studiowania ulotek tych leków. Czytałam, czytałam: jedno na żylaki i wchłanianie się obrzęków i coś tam jeszcze 3x2, drugie na zapalenie stawów; 2x1 i trzecie przeciwbólowe jakiś mix z paracetamolem też 2x1. Zażywam te na żyły, to dobrze, że zapisał bo czasem mam wrażenie, że to nie stawy bolą tylko żyły. A potem zaczęłam liczyć pudełka i listki leków. Brakowało listka przeciwreumatycznego, zaplątał się w ulotkach bo jedna była ogromna jak gazeta Wtedy zauważyłam, że nie zażyłam wcale na żyły tylko 3 tabletki ( na raz) przeciwreumatyczne. Nie dość że byłam zmęczona podróżą to jeszcze dodałam sobie lekowej trucizny. Pokręciłam głową nad sobą, pospacerowałam z psem - i kotami też. Chciało mi się spać ale ciągle coś trzeba było zrobić.
I tak to minął ten dziwny dzień. Mówią a raczej piszą, że to był dzień "małej pełni".  Ale koty były nawet dość grzeczne. Na Kokusię - mama - działa gdy stanę w końcu na schodach przed gankiem i głosem pełnym żalu i wymówki przemawiam, że mi przykro, że jest taka niedobra dla mnie, że mi zimno, że chcę już spać a jej nie ma. Wtedy dość prędko przybiega. Na inne to tak bardzo nie działa. Trzeba sposobu albo przynęty.

Zamierzam przyrządzić sobie taki shrekowy napój


Znajduje się na stronie:   MagiczKa by Kasia

Ale ananasa nie mam, chyba najlepsze byłoby kiwi też zielone, najpierw spróbuję z jabłkiem a potem może z sałatą lodową. Zobaczę jak się uda.

1 komentarz:

  1. http://mieczducha888.blogspot.com/2014/12/jedni-coraz-blizej-konca-drudzy-blizej.html

    OdpowiedzUsuń