czwartek, 15 września 2011

Maryjo...

A dzień był dzisiaj piękny, słoneczny...Las szumiał, psy pobiegły w las.. Za oknem kasztanowiec traci liście. Jak na wrzesień można pomyśleć, że to zaczyna się jesień, ale to zaczyna się zaraz po przekwitnięciu. Najpierw pojawiają się pojedyncze plamki na liściach, a potem coraz ich więcej i więcej...Kasztanowce chorują...Szkoda i tak patrzę - myślę - czyżby to już 1/3 zieleni była już mniej zielona? Świat się starzeje, ale nie musi tak zaraz więdnąć - a ile śmieci znajduje się w lesie... Smutek...
Jakaś inwokacja - Matko, coś przed śmiercią nie broniła Syna.... obroń nas przed nami samymi...

Matko, coś miłości zdrojem,
Przejmij mnie cierpieniem swoim,
Abym boleć z Tobą mógł.
Lecz boleść Twoja Matko się nie kończy...Jezus powiedział: "Niewiasto, oto syn Twój.." I ścierają się...tak, chociaż tu pod gałęziami drzew mam świadomość toczącej się walki, walki wielowymiarowej, ostatecznie rozdzierającej Twoje Matko Serce - i to Serce Niepokalane...
I chciałoby się piękno kropli rosy na listku zatrzymać, albo przelot babiego lata, lub brzęk pszczoły - a Ciebie boli - bo Miłość jest niekochana, bo dzieci Twe giną i w imię czego?
A kiedyś miałam taki sen, że byłam w jakiejś grupie ludzi,  o złych, zimnych sercach. Wiedziałam, że cokolwiek zrobię - czy upodobnię się do nich, czy przeciwstawię - zginę. Wtedy jakby spoza planu wyszła kobieta, ubrana szaro lub brązowo, kobieta, która wyciągnęła do tych ludzi ręce, zdawała się być jakby samą łagodnością, wtedy zrozumiałam bez żadnego słowa - stać się jak ona...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz