sobota, 7 lutego 2015

spotkało mnie, czegom się lękał, (księga Hioba 3 )

Dzień rozpoczął się jak poprzednio opisany, pięknym wschodem słońca, gęstym dymem z pieca i bólem głowy. Byłam już na skraju rozpaczy, że tak nic się nie udaje. Starałam się jednak wyprostować, aby jak w wierszu Norwida spojrzeć nieszczęściu w oczy:

FATUM
I

Jak dziki źwierz przyszło Nieszczęście do człowieka

I zatopiło weń fatalne oczy...

- Czeka - -

Czy człowiek zboczy?

II

Lecz on odejrzał mu - jak gdy artysta

Mierzy swojego kształt modelu -

I spostrzegło, że on patrzy - co? skorzysta

Na swym nieprzyjacielu:

I zachwiało się całą postaci wagą

- - I nie ma go!

Strona z wierszami Norwida jest między innymi Tutaj

Tak właściwie mogłoby się wydawać. Nakarmiłam ptaki, pogłaskałam psa, dałam jeść w stodole Chudopiszczowi i pogoniłam go bo zaczajał się za krzakiem na moje kotki. A potem przyjechały dwie moje przyjaciółki z dużą paczką odzieżowo- żywnościową oraz dobrym słowem i radą. Wypiłyśmy razem herbatę. Było bardzo miło.
Przyszła też Asia, trochę pomogła w porządkach gdy piec dymiący się nieco ustatkował i już nie dymił. Postanowiłam więc zagnieść ciasto drożdżowe by wypróbować przepis na chałkę  Chałka z kruszonką
To dość prosty przepis. Pomyślałam: przygotuję ciasto, będzie rosło a ja potem będę rąbać drzewo. Wtedy przyjechał szwagier Tomek. Przywiózł kawałek mięsa dla psa z dziczyzny, posiedział wypił herbatę i zabrał się do rąbania drewna. Unosiłam się wewnętrznie w podziękowaniach ludziom i Niebiosom za wszelką pomoc... Ciasto się piekło a ja nosiłam drewno na ganek by je potem posortować. Pomyślałam: jeszcze tylko pomyję naczynia i na chwilkę muszę się położyć. Nagle spostrzegłam, że w kratce wywietrznika nad piecem jest ogień. Więc zapaliło się w kominie! Wybiegłam na podwórko, było już ciemno, z komina unosił się płomień i iskry. Wiatr się też zerwał, wyglądało dla mnie przerażająco. Zadzwoniłam na 112. Przyjechali nasi chłopcy z OSP Karłowice, biegali od komina do piwnicy, obejrzeli każdy piec, czynny i nieczynny, jakiegoś wlotu czy wylotu nie znaleźli, ale przykazali wezwać w najbliższym czasie kominiarza...
Dopiero teraz poczułam jak naprawdę jestem znużona.
Najlepszy był rudy Dori, kocurek całą akcję przespał spokojnie w kuchni na fotelu. Gdy panowie odchodzili poszedł sprawdzić co właściwie się stało.
Tylko Kokusi ślicznej nie mogłam się dowołać


Jest bardzo czujna i za lada niepokojem daje susa w krzaki, jest też nieufna, nie łatwo ją przywołać, a jest noc i zimny wiatr. Na szczęście wróciła ostrożnie.
Na tym zdjęciu rozwiązuje za mnie krzyżówkę. Postanowiłam spróbować szczęścia w rozwiązywaniu a nuż wygram cośkolwiek... na karmę dla ptaszków i kotków. Już późno może uda się zasnąć, chociaż czuć dym w domu, to nie taki ogniskowy dym...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz