niedziela, 18 stycznia 2015

Bardzo szara niedziela

Dziś bardzo szaro i mgliście i dość spokojnie. Przyglądałam się ptaszkom przylatującym do karmnika. Mój aparat zbyt słaby a i moje zdolności w tym kierunku też nijakie więc postanowiłam poszukać w necie obrazków i nazw odwiedzających mnie ptaków.
Prym wiodą sikorki bogatki:


obrazki ze strony: http://ptaki.info/index_ptaki.php?dzial=2&kat=49

Bywają podobne do nich sikorki sosnówki skoro tyle sosen w okolicy... ale nie ma ich zbyt dużo, ot od czasu do czasu mignie łepek z białą plamką na kołnierzu. Zresztą trudno spostrzec gdy one ciągle w ruchu.

sosnówka:


Oczywiście zauważyć można błękitne łepeczki modraszki:


A te maluśkie jasne z czarnym łepkiem to też sikorki - czarnogłówki


Dużo jest sikorek ubogich - na ubogim polu i sikorki ubogie


Ale one mi się mylą z wróbelkami. Cieszę się bo pojawia się ich coraz więcej.
Podobno chętnie łapią komary


Często całą gromadą przylatują dzwońce ( rodzina łuszczaki )


Często kłócą się z sikorkami

Jest para (rezydenci ) dzięciołów dużych


Jest kilka kowalików też pewnie stali bywalcy ( rodzina kowaliki )

To akurat moje zeszłoroczne zdjęcie:


A tu z internetu - lepiej widać kolory:



Bywają czasem i inne ptaszki ale pojedynczo,
 na przykład dzisiaj zauważyłam gila (rodzina łuszczaki ) bardzo mało ich tu przylatuje


Zaglądam czasem na stronę http://ptaki.info/index_ptaki.php

Może obrazki nie są najlepsze ale jest też nagranie śpiewu ptaszków.
Moje ptaszki, w ogromnej ilości, (zjadają ponad kilogram słonecznika dziennie) mają zwyczaj, że dwa razy na dzień urządzają koncert. Wygląda na to, że odprawiają Laudes czyli Jutrznię około 11-ej i Nieszpory pomiędzy 14 a 15-ą.
To niesamowity koncert na wiele głosów. Poza tym czasem też je wdzięcznie słychać.
Bywają też raniuszki ale teraz ich nie widziałam, raczej wiosną i latem


Przy tych obserwacjach i porządkach garnuszkowo-talerzykowych - jak to w niedzielę - zapomniałam o gimnastyce. 
Nawet jak boli powinnam rękę gimnastykować, naciągać - tak mi się wydaje. Boli gdy tą ręką usiłuję zamknąć drzwi, zwłaszcza jeśli do drzwi jestem odwrócona tyłem lub bokiem. Boli i to bardzo gdy napnę mięśnie jak gdy usiłuje się złapać przedmiot, który właśnie wypada z rąk. 
W odniesieniu do tego co poprzednio napisałam, że Jezus leczył wszystkie choroby, chciałabym nie aby stał się na przykład cud i już mnie nie boli, nie, chciałabym raczej aby ten, który jest Stwórcą Natury, który wypełnia swą Obecnością stworzony świat, pozwolił mi odnaleźć moją ścieżkę zdrowia. To jednak wymaga ode mnie wysiłku. Wydaje mi się, że jest to cenne doświadczenie.

Gdybyś tak Panie na mnie spojrzał...

Przypominam sobie Listy profesora Tolkiena - ten list mam zeskanowany -muszę poszukać w książce tego tekstu i rozważyć powolutku:

89. Do Christophera Tolkiena

Northmoor Road 20, Oksford
7 -8 listopada 1944 (FS 60)

Twoja wzmianka o opiece Twego anioła stróża napełnia mnie obawą, że "on" jest bardzo potrzebny. Twierdzę, że tak jest. 
Przypomniała mi także o niespodziewanej wizji (czy też może spostrzeżeniu, które natychmiast przybrało w moim umyśle formę obrazową), którą miałem niedawno temu, gdy spędzałem pół godziny u św. Grzegorza przed Najświętszym Sakramentem, podczas nabożeństwa czterdziestogodzinnego. Ujrzałem czy też pomyślałem o Bożej Światłości, a w niej o zawieszonym pyłku (lub też milionach pyłków, z których tylko do jednego skierował się mój umysł), lśniącym bielą w pojedynczym promieniu Światłości, który podtrzymywał i oświetlał ów pyłek. (Ze Światłości nie wydobywały się pojedyncze promienie, ale istnienie pyłka i jego położenie względem Światłości samo w sobie stanowiło linię, a linia ta była Światłością). I promieniem tym był Anioł Stróż pyłka: nie coś stojącego między Bogiem i pyłkiem, lecz uosobiona sama uwaga Boga. I nie mam na myśli "personifikacji", jakiejś przenośni zgodnej ze skłonnościami ludzkiego języka, ale rzeczywistą (określoną) osobę.
 Ciągle nad tym rozmyślam - bo całość była niezwykle bezpośrednia i nie do uchwycenia przez niezdarny język, a już z pewnością nie do opisania było to wielkie towarzyszące jej poczucie radości ani świadomość, że ten lśniący, zawieszony pyłek jest mną (czy też każdą inną istotą ludzką, o której mógłbym pomyśleć z miłością) - i przyszło mi do głowy, że (mówię nieśmiało i nie mam pojęcia, czy coś takiego jest możliwe: w każdym razie jest zupełnie oddzielne od wizji Światłości i zawieszonego pyłka) jest to skończona paralela tego, co Nieskończone. Jako że miłość Ojca i Syna (którzy są nieskończeni i równi) jest Osobą, tak miłość i uwaga poświęcana przez Światłość pyłkowi też jest osobą (która jest zarówno tu z nami, jak i w niebie) - skończoną, lecz boską, tj. anielską. W każdym razie, najdroższy, otrzymałem pociechę, która po części przybrała tę dziwną formę, czego jak się obawiam, nie udało mi się przekazać; tyle że teraz mam zdecydowaną świadomość Ciebie zawieszonego i lśniącego w Światłości - chociaż Twoja twarz (tak jak twarze nas wszystkich) jest od niej odwrócona. Moglibyśmy jednak dostrzec blask w twarzach (i osobach traktowanych z miłością) innych....



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz