środa, 28 stycznia 2015

Do lekarza

Miałam wstać wcześniej aby wszystko zrobić co zwykle rano i wyjść o 7. 30 do lekarza. Jakoś tak nie mogłam się zmobilizować ze wstawaniem i zamiast wcześniej wstałam później niż zwykle czyli 5,50. Rozpaliłam w piecu w kuchni, nastawiłam wodę, kaszę dla psów oraz podgrzałam moje roztarte jarzynki niby to miał być ów "napój poranny" o którym pisała pani Korżawska. Jednak nie ona ten przepis wymyśliła. Wśród książek mojej mamy jest "Leki z Bożej apteki" autorów:Jan Schulz i Edyta Uberhuber. Wydawnictwo Znaki Czasu, więc jest to dzieło protestantów. To nic złego. Wydanie 7-e z roku 1990 czyli dawne dzieje. To dobrze. Książkę przeczytam i wtedy o niej napiszę. Jest tu wzmianka o napoju porannym.
Ostatecznie wybrałam się rowerem. Nasza polna droga nie była odśnieżana więc tu musiałam rower przeprowadzić. Dojechałam na 8-ą ale byłam 4-a w kolejce.
Pani doktor wysłuchała co mnie boli - ramię całe. Bark i łokieć i pomiędzy. Postanowiła zaaplikować mi zastrzyki. Potakiwałam z cicha, dodałam tylko że muszę rąbać drzewo, że mieszkam w leśniczówce... Tak? To poco zastrzyki, jak pani będzie dalej rąbać?
Potem dostałam receptę na dwa lekarstwa przeciwbólowe - z których wykupiłam tylko jedno o nazwie Nimesil saszetki, bo pomyślałam, że będą mniej szkodliwe i tańsze.
Poza tym najpierw mam zapisać się do ortopedy a gdy będę miała termin pani da mi skierowanie na prześwietlenie...Niby logiczne.
Zapytałam pielęgniarkę o ortopedę, powiedziała, że jest i w Opolu i w Brzegu, i wszędzie są kolejki...
Jeszcze pani doktor zasugerowała abym w sklepie medycznym kupiła sobie opaskę na bark i zakładała gdy będę rąbać. Hm to dla mnie nieco abstrakcyjne...
Gdy wróciłam w domu pochłodniało. Zapaliłam w piecu w kuchni i poszłam rąbać drzewo.
Spostrzegłam, że Warka zachowuje się dziwnie, jakby nie widziała, nie reagowała na moje wołanie. Przyszła do szopy ale nie umiała trafić do wyjścia. Jadła śnieg jakby nie widziała gdzie wiadro z wodą.
Zmartwiłam się, co mam zrobić? Oli nie ma, ja nie mam pieniędzy na weterynarza...
W końcu zadzwoniłam i powiedziałam, że pies chory a ja nie mam pieniędzy. Przyjechał pod wieczór. Zbadał, dał zastrzyk i obiecał przyjechać jutro i dokładniej zbadać...
Mam nadzieję, że Warka teraz nocą nie wyjdzie z obory i nie będzie się błąkać po podwórku. Jest lekki mróz.
Gdy dzwoniłam do weterynarza dochodziła 12-a, przez 3 godziny rąbałam drewno, nosiłam naręcza na ganek i zaglądałam do psa, albo ją zaciągałam z powrotem do obory... Teraz boli mnie gardło i ręce mi drżą. Widać kłopoty lubią chodzić trójkami.
Dodzwoniłam się też do banku pocztowego aby mi udostępniono elektroniczny dostęp do konta. Przeprowadzono identyfikację zadając kilka pytań. Jedno z nich dotyczyło nazwiska panieńskiego matki, odpowiedziałam...Usłyszałam, że identyfikacja przebiegła niepomyślnie, że mam sprawdzić umowę. Zerknęłam, no tak - w umowie przy pozycji nazwisko panieńskie matki widnieje dużymi literami napisane: BRAK. Widocznie tamta pani uznała, że tak brzmiało to nazwisko. I znowu mam udać się na pocztę - do Dobrzenia Wielkiego - by uzupełnić dane. Tyle zachodu a na koncie niewiele.
Podobno nikt tak dobrze nas nie zna jak własny komputer. Mój co raz wyświetla linki do filmików o ścieżkach zdrowia - teraz jest pani Jadwiga Kempisty
Starsza pani - niesamowita osoba, ale najważniejsze że jest lekarzem o długim stażu pracy.








1 komentarz:

  1. Pani Stefnia Korzawska to nasze dobro narodowe. Przypomniala nam historie polskiej ojczyzny pisana zdrowym polskim jedzeniem i ziolami, przebywaniem na lonie natury. Bardzo dziekujemy. Jej pozytywna opowiesc za kazdym razem dodaje nadziei, ze uda sie zdrowo zyc. Zdrowia!

    OdpowiedzUsuń