poniedziałek, 19 stycznia 2015

otwierasz swą rękę i wszystko, co żyje, nasycasz do woli. ps 145

Oczy wszystkich oczekują Ciebie, 
Ty zaś dajesz im pokarm we właściwym czasie. 
Ty otwierasz swą rękę 
i wszystko, co żyje, nasycasz do woli. 

Więc jak to jest? Czemu muszę jechać do sąsiedniej wioski te 6 km aby kupić słonecznik a potem kilka razy na dzień dosypywać do karmnika?
Czyżbyś chciał przez to powiedzieć, że moja ręka to jakby Twój czerpak?
Czy znaczyć to miałoby iż gdy zechcesz nakarmić tą rzeszę ptaków to karma się znajdzie?
Ale i tak muszę po nią pojechać a teraz w tej podszytej wiatrem kurtce boję się rękę przemrozić... Czy chcesz powiedzieć iż ten wysiłek oraz wysiłek kogoś kto zechce mnie podwieźć jest nam konieczny abyśmy mieli pełny udział w cudownym dziele stworzenia?
Czy chcesz przez to powiedzieć iż muszę nauczyć się zaufania i otwartości wobec ludzi przez pokorne wyciągnięcie proszącej dłoni niczym Biedaczyna z Asyżu? 
Cokolwiek chcesz mi powiedzieć odpowiem Ci słowami bretońskich rybaków:

Drogi Boże, bądź dla mnie dobry,
To morze takie szerokie,
A moja łódka taka mała 

Przy tym pojawił się znowu Chudopiszcz - to taki kocur przybłęda. Był tu latem


Nazwałam go Chudopiszcz bo był bardzo chudy. Jesienią go nie było. Pomyślałam, że albo znalazł dom albo zginął. Pojawił się znowu chudy i głodny. Początkowo myślałam, że interesują go moje panny kotki, ale gdy go zobaczyłam siedzącego przed furtką i wpatrującego się we mne przejmującym wzrokiem zrozumiałam i przyniosłam miskę z jedzeniem którego nie zjadły moje koty. Jadł bardzo łapczywie, wtedy przyniosłam puszkę i przy nim otwierałam, myślałam, że mi ją wyrwie z ręki. Potem dostał małą miseczkę jogurtu, bo moje koty nie piją mleka tylko jedzą jogurt ( najlepiej grecki ). Rano znowu przyszedł i próbował wejść do domu. Latem okienko w piwnicy było otwarte i za tym okienkiem miał swoją miskę. Jego nie było a wiatry wiały więc chybotliwe okienko zasłoniłam deską. Chyba nocuje w stodole na starym sianie. Nie jestem pewna. Nie mogę go wpuścić bo moje kotki bardzo się go boją.
Szkoda mi go, sama jestem wrażliwa na zimno. Tutejsze kotki muszą mieć zapewnione bezpieczeństwo. Szkoda, gdyby tak koty siadły sobie jeden przy drugim i razem się ogrzewały... Koty się bują a Ty mówisz:

Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, 
pantera z koźlęciem razem leżeć będą, 
cielę i lew paść się będą społem 
i mały chłopiec będzie je poganiał 

(Chciałabym to zobaczyć )

Zatroszcz się, proszę Cię Panie, o to stworzonko. Więc uważasz, że ta odrobina kłopotów to dla mnie dobre będzie, że błogi spokój nie sprzyja modlitewnej aurze?

A ręka boli, dzisiaj nawet więcej. Aura taka szarobura, że mam ochotę zawinąć się w koce i drzemać pod piecem - szkoda, że koty nie umieją dokładać do pieca. A psy?

W Hobbicie  Tolkiena (książce ) jest opisana taka sytuacja:

W sali było już zupełnie ciemno. Beorn klasnął w ręce i wpadły cztery białe kucyki, a za nimi kilka dużych psów o siwej sierści. Beorn coś do nich powiedział w dziwnym języku, brzmiącym jak głosy zwierząt przerobione na jakąś ludzką mowę. Kuce i psy wybiegły, zaraz jednak wróciły niosąc w pyskach łuczywa, które zapaliły od ognia płonącego pośrodku izby i pozatykały w uchwytach osadzonych nisko na słupach wokół paleniska. Psy umiały chodzić do woli na zadnich łapach, w przednich podając, co było trzeba. Szybko przyniosły spod ścian kozły i deski, ustawiając z nich stoły w pobliżu ogniska. Rozległo się bee! bee! i za przewodem dużego, czarnego jak smoła barana weszło kilka białych jak śnieg owiec. Jedna niosła biały obrus z wyhaftowanymi po brzegach postaciami zwierząt; inne na szerokich grzbietach dźwigały tace, a na nich drewniane miski, talerze, noże i łyżki, psy zaś zręcznie nakryły do stołów. Stoły te były bardzo niziutkie, tak że nawet hobbit mógł przy nich biesiadować wygodnie. Kucyk przysunął dla Gandalfa i Thorina dwa niskie stołki o szerokich, wyplatanych trzciną siedzeniach i krótkich, grubych nogach, a Beornowi przypadł wielki, czarny fotel podobnej roboty (siedząc w nim wyciągał długi nogi daleko pod stół). Innych krzeseł nie było w sali, gospodarz zapewne sporządził te niskie sprzęty dla wygody niezwykłych zwierząt, które mu usługiwały. Na czym wobec tego zasiadła reszta kompanii? Nie zapomniano o nikim: kucyki wtoczyły pniaki obciosane na kształt bębnów, a tak niskie, że nawet dla Bilba w sam raz. Wszyscy więc obsiedli stół Beorna. Ściany tej sali od wielu lat nie widziały równie licznego zgromadzenia. Była to wieczerza czy może obiad, słowem, posiłek, jakiego od opuszczenia Ostatniego Przyjaznego Domu i pożegnania z Elrondem nie mieli w ustach. Wokół nich migotało światło ogniska i pochodni, a na stole płonęły dwie wysokie, czerwone świece z pszczelego wosku. Goście jedli, a Beorn swym niskim, grzmiącym basem opowiadał im różne historie o dzikich krainach po tej stronie gór, szczególnie zaś o ciemnym, niebezpiecznym lesie ciągnącym się daleko na północ

Przydałoby się...ale moje 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz