wtorek, 20 stycznia 2015

No i kłopot

Miałam dzisiaj rozważyć sobie, jak to w niektórych książkach piszą, co choroba chce mi przekazać. Niektórzy mawiają iż choroba wynika z długotrwałych negatywnych myśli. Miałam się temu przyjrzeć wewnętrznie.
Pojechałam na zakupy, trochę się zmęczyłam, posiedziałyśmy z Asią przy kawie, to znaczy ona przy kawie a ja przy moim właśnie zaparzonym ziółku złożonym z kwiatów czarnego bzu ( owoce niestety z powodu suszy przedwcześnie opadły )
wierzbówki oraz pokrzywy i liści nawłoci.
Później zapaliłyśmy w piecu w pokoju - i rozpoczęło się. Piec się rozdymił. Trzeba było pootwierać okna, wietrzyć. Ze zdenerwowania rozbolał mnie żołądek i chciało mi się płakać. To jedyny obok kuchni piec na dole, w pokoju gdzie można posiedzieć, gdzie stoi komputer.
 Może trzeba będzie wezwać jakiegoś kominiarza...
 Jeśli nie będzie mrozu to kilka dni się tu wytrzyma.
Ostatecznie jakaś oszczędność opału... A ks. kardynał Wyszyński przecież musiał wytrzymać gorsze warunki gdy został uwięziony...
Mimo to nie jest to wesołe
Jedna pocieszająca myśl: jak Paweł będzie chciał tu przyjechać z dziećmi to będzie musiał naprawić piec - chyba, że zaczną mi okupować kuchnię - to jak najazd Hunów!
Wcześnie rano pojawił się pod domem Chudopiszcz. Chyba wcale nie nocował w stodole, bo miska tam nie była ruszona. Zachowuje się po francusku. Na śniadanko jadł mało, pojadł niewiele potem poszedł wolnym krokiem do bramy podlewając przy okazji deskę, która zatykała dziurę w siatce.
Niedawno znowu się pojawił. Otrzymał 3 miseczki. Na jednej była sucha karma, na drugiej karma z puszki i troszkę mleka - do wyboru. Kotek celebrował swoją kolację, podjadał z każdej miski po trochu - już nie je tak łapczywie jak na początku, gdy podchodziłam z dokładką, już nie ucieka tak bardzo ale cofa się na bezpieczną odległość.
Kokusię, naszą główną kotkę, która właśnie prosiła o wyjście, wypuściłam przez kuchenne okno, by nie natknęła się bezpośrednio na Chudopiszcza. Zauważyła go i cicho siedziała na daszku nad wejściem do piwnicy. A kocur? Po kolacji podszedł śmiało do drzwi wejściowych ( obserwowałam go z zaciemnionego ganku ) i oczywiście w dowód wdzięczności podlał...
Potem poszedł w pobliże Kokusi i zaczął pomiaukiwać do niej. Kokusia prychnęła a ja podeszłam powoli do niego, w ten sposób zmuszając do oddalenia się od Kokusi. Kokusia dała nurka w mrok. Jeden był z lewej drugi kot z prawej więc poszłam do domu by się zagrzać.
Oj kłopoty, kłopoty i z piecami ( jest wszystkich 9 pieców z kuchennym, 7 dymi ) z kotami, z psami też jakoś dziwnie. Warka widać coś niezbyt w porządku, kolacji nie bardzo zjada, dostają jeszcze dodatkowo miskę suchej karmy w oborze, na wszelki wypadek. Bywało, że ta sucha karma stała kilka dni, czasem biegnąc rozsypały. Od kilku dni gdy rano zaglądam znajduję wszystkie miski puste, nawet to co było rozsypane zniknęło. Czyżby psy miały współlokatora? Czy w nocy przybywa im apetytu?
Chwilowo opuszczam moją ścieżkę do zdrowia poprzez żywienie lub brak żywienia i zabiorę się do uporządkowania na górze bo tam gdzie śpię w malutkim pokoiku jest drugi piec, który nie dymi. Jakiś bezpieczny apartament trzeba mieć. Szafa stoi za blisko pieca, muszę ją ( raczej są to dwa regały ) przesunąć by im się nie stała krzywda.

Widocznie nie odmówiłam irlandzkiego błogosławieństwa rozpalenia ognia

Rozpalam mój ogień dzisiejszego ranka
W obecności świętych aniołów nieba
W obecności Ariela o najpiękniejszej postaci
W obecności Uriela z miriadami powabów
Bez złości bez zazdrości bez zawiści
Bez strachu bez obawy względem nikogo pod słońcem
Z wyjątkiem świętego Syna Boga by mnie osłaniał
Boże, Ty rozpal w moim sercu w głębi
Płomień miłości dla mego bliźniego
Dla wroga dla przyjaciela dla mych bliskich wszystkich
Dla dzielnych dla podłych dla podległych
O Synu najnadobniejszej Marii

Wypuściłam Doriego Złocistego może się nie pobiją, Kokusi nie widać...
Żadnego wiatru ( mnie i tak zimno )
cytat z pogody
Nad Polską wędruje front okluzji, który jest pośrednią formą między frontem chłodnym i ciepłym. Charakteryzować się będzie dość nijaką pogodą, która balansować będzie między łagodną zimą i jesienią. Spodziewamy się temperatur nocami i o porankach spadających nieznacznie poniżej zera, zaś w pełni dnia przechodzących na nieduży plus.
vDobranoc

6 komentarzy:

  1. To okluzja może jest przyczyną złego cugu. U mnie znów dym walił do środka. Kolejny wieczór przy otwartym piecu. Wolę by poszło w komin niż nas zadymić miało.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może okluzja, bo ona może długo trwać, ale dziś już nie próbowałam rozpalać. Mam piece kaflowe, dziwne, że gdy otworzy się tzw popielnik dym bardziej wali. Cóż komputerowi myszka zmarznie. Kupić świeczkę i szukać kominiarza albo zduna do pieca kaflowego, dziękuję za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sto światów z tymi piecami! Mogłaby juz przyjśc wiosna i uwolnić nas od tego codziennego rozpalania i od troski o drewno. Ale póki co znowu przyszła prawdziwa zima. Jest pieknie, ale zimno...Trzeba jakoś przetrwać. Cieszyć się tym, co jest, zyciem samym, co przeciez takie kruche, takie nieprzewidywalne...
    Ciepła w domu i w duszy Ci zyczę Annael i pozdrawiam zyczliwie w imieniu swoim i męza!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, staram się o to ciepło w duszy ale bywa, że chodzę skurczona. Zawsze lubiłam zimę i im więcej śniegu tym lepiej, tylko wcześniej to Tato starał się o drewno i palił w piecach, potem wyjechałam do Krakowa. Wróciłam i czytając miłe blogi staram się żyć radością. Różnie bywa :)

      Usuń
  4. U mnie zawsze dymi przy rozpalaniu dopóki się komin nie rozgrzeje i to podobno normalne.
    Kusi mnie ta ścieżka do zdrowia poprzez brak żywienia czyli przez głodówkę ale od dawna odkładam początek od lata do lata. Dlatego muszę się wspomagać lekami. Czy Tobie pomaga? Czy jesteś zdrowsza i szczęśliwsza podążając tą ścieżką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka lat temu udało mi się wytrwać tak około 6 - 7 dni. Byłam bardzo zdeterminowana. Pomogło trochę co do szczęścia to nie pamiętam. Było lżej na ciele i duszy. Teraz nie mogę też się zebrać w sobie, Czytałam opracowanie pewnego lekarza, który prowadził takie 3 tygodniowe kuracje. Pisał dla lekarzy, pełno terminologii medycznej co dzieje się przeciętnie każdego dnia w organizmie. Pisał, że jeśli ktoś na coś chorował, albo miał jakiś uraz to po upływie mniej więcej tygodnia często następuje kryzys i nagle odzywa się stara dolegliwość. Byłam tego ciekawa, ale nie wytrwałam dalej. Do tego postu należy się przygotować przez oczyszczenie jelit. Po np lewatywie łatwiej wytrzymać głodówkę. Pisał, że uczucie głodu wytwarzają złogi zalegające jelita, im jelita bardziej puste tym mniejsze uczucie głodu, ale pierwsze dni są trudne. Należy dużo pić. W południe dawano im do picia sam wywar jarzynowy. Można próbować jednodniowe głodówki w tygodniu, by organizm przyzwyczaić. Po głodówce ważne by stopniowo przyzwyczajać się do jedzenia, bo mnie się zdarzyło nie jeść a potem zjeść smażonego kotleta. Ledwie przeżyłam - można przywołać zapaść.
      Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń