czwartek, 2 października 2014

Dzisiejsze ścieżki

Dzisiejsze ścieżki podążyły nieco inną drogą niż wczoraj myślałam. Spodziewałam się dnia pochmurnego i był - chłodny, deszczowy i mglisty. Ranek jak zwykle, chociaż wstać nie bardzo mi się chciało. Kotki wstały wcześniej i całkowicie wybyły jakby ich wcale nie było - na taką wilgoć?!
A w rurach wody ani śladu. Po rozpaleniu w piecu zaczęły znowu trzeszczeć, niemiłe to.
Miałam wyznaczoną wizytę u dentystki - i pojechałam. Leżałam sobie na fotelu pod lampą i wyobrażałam sobie, że jestem na plaży pod pełnym słońcem - zabawne?
Potem wyobrażałam sobie, że to blask Ducha Świętego nas, obecnych w gabinecie, tak ogarnia sobą i modliłam się by darem wszelkiej umiejętności napełnił dłonie ( które zresztą grzebią mi w gębie ), by Pan błogosławił tym paniom i napełnił je Pokojem, wtedy łatwiej jest oddalić się od nieuniknionego napięcia wywołanego lękiem przed cierpieniem.
A potem znowu poszłam z psami na spacer - tego w planie nie było - najpierw powiedziałam: dzisiaj pieski nigdzie nie idziemy a potem jak zobaczyłam, że kotki wróciły ze swoich wypraw i smacznie śpią ( one choć śpią to czuwają ) ubrałam się i wyszłam do lasu a psy za mną.
Miałam ochotę na kawę a "post dentystyczny" jeszcze nie minął, bałam się, że się zapomnę...
Znalazłam nawet kilka grzybów nie zauważonych przez innych grzybiarzy.
W piecu zgasło, nie odważyłam się znowu zapalić - kłopot z umyciem naczyń, szczególnie garnka po psiej kaszy.
W takiej sytuacji, pośród głębokiej zieleni i ciszy napełnionej wilgocią łatwo jest o smutek, a nawet depresję czy coś podobnego. Gdy wracałam z wioski starałam się patrzeć tak na mijane drzewa by zauważać bardziej złotawe liście niż te zielone.
Dziękuję, że są ludzie, którzy w jakikolwiek sposób chcą pomóc. Dziękuję, że chociaż w kranie nie ma wody ale jest studnia i prąd elektryczny i mogę wodę na maszynce ugotować. Chociaż muszę narąbać sobie drwa dziękuję, że ktoś dba o to abym miała co rąbać, że nie muszę szukać gałęzi po lesie. Dziękuję, że jest np lodówka i mam gdzie schować jedzonko zarówno swoje jak i psie i kocie. Dziękuję za wszelkie dobro...
Ale --- rudzielec na kolację nie wrócił!
Kokusia też się nie odezwała gdy wołałam--- zwierzątka wy moje. Chociaż Kokusia potrafi wyczuć gdy mam zmartwienie i wtedy siada mi na kolanach i nigdzie nie odchodzi jakby chciała powiedzieć: "nie martw się ja jestem z tobą" Teraz jej jeszcze nie ma.
A Paweł, gdy zastanawiałam się, czy zapalić w pokoju by nie było zbyt zimno, przyjechał, coś popstrykał i woda na tę chwilę znowu płynie.
Miałam przesadzać geranium. Przekładałam stare książki mojego Taty. Może chce ktoś stary statut PZPR?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz