środa, 8 października 2014

Na gorze św. Anny

W niedzielę z przyjaciółką Lucyną i jej mężem pojechałyśmy na górę św. Anny. Dziwne jest to, że chociaż długo mieszkałam na Opolszczyźnie, nigdy tam nie byłam.
Ranek był bardzo mglisty z widocznością do 2200m ( jak nam powiedziano przez radio ) Nie widziałam Góry z perspektywy drogi. Nasz kierowca, czyli Ryszard, mąż Lucyny, musiał kierować się wskazaniami mapy a nie widokiem przed sobą.
Dojechaliśmy, zaparkowaliśmy na ślicznie zielonej łące. Zadyszałam się idąc kamiennymi schodkami pod górę. Zaskoczyło mnie to, że takie sanktuarium mieści się na tak małym obszarze. Wąski pagórek obłożony budynkami. Wyobrażałam sobie, że będzie bardziej przestrzennie, coś jak na Jasnej Górze, choć i tam już dawno nie byłam.
Pochodziliśmy po dziedzińcu, poczytaliśmy tablice informacyjne, w kościele uczestniczyliśmy we Mszy św. Wewnątrz uderzył mnie blask mnóstwa złoceń. Dużo obrazów, fresków i figur. Chciałam fotografować, ale jak to bywa często aparat rozładował się. Zrobiłam 2 zdjęcia


  Zresztą z pewnością w internecie można znaleźć wiele zdjęć i informacji o tym sanktuarium.
Być może nadmiar światła albo zmiana ciśnienia sprawiły, że musiałam zamykać oczy i źle widziałam. Myślę, że czas wybrać się też do okulisty.
Na dziedzińcu zobaczyłam jakąś siostrę zakonną więc gdy Lucyna zakończyła sesję zdjęciową (być może jeszcze nie zamierzała zakończyć tylko była mała przerwa ) podążyłam do tej siostry i uściskałam ją chociaż nie wiem nawet z jakiego była zgromadzenia. Tu nie widać zbyt wielu sióstr na ulicach jak też i w Opolu. Dowiedziałam się, że przybyła razem z pielgrzymką gołębiarzy. Ponieważ Lucyna i Rysiek znają kapelana gołębiarzy więc temat przesunął się na jego osobę.
Wyszliśmy na uliczkę, z której roztaczał się przepiękny widok.
Ta folklorystyczna sceneria: pagórkowaty widok, ciasna stroma uliczka, stragany i ludzie najróżniejszej "maści" było bardzo miłe. Zażyczyłam sobie wobec tego loda. W kubku, podwójnego. Lucyna wątpiąc w moje umiejętności zjadania lodów i w trosce o mój zakonny ubiór poprosiła dla mnie o dwa kubeczki. A jak już miałam loda w garści powiedziałam moim miłym przyjaciołom, że kiedyś czyli dawno ks. kard. Wyszyński miał się wypowiedzieć, że siostry zakonne nie powinny paradować na ulicy z lodami. Trudno było mi to na dziś wytłumaczyć ale rozumiem ideę. Rysiek usiłował mnie zasłonić. Staliśmy sobie na uboczy wcinając te lody. Dobre były i ja pierwsza swoje zjadłam, jako, że ja je jem a nie liżę :)
Potem zaczepił nas góral z Bukowiny Tatrzańskiej i namówił nas na oscypki na gorąco. Twierdził, że ze względu na mnie daje nam taniej. Kto go tam wie. Zjadłam i oscypka, dopiero później powiedziałam, że nie lubię wędzonych serków.
Odwiedziliśmy też rodziców synowej  moich przyjaciół. Mają taki piękny widok przed bramą wjazdową, że tylko siąść i kompletować ( przy dobrej pogodzie ) lubię też mgły snujące się ponad pagórkami. Muszę jeszcze kiedyś tam się wybrać i porobić spokojnie zdjęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz