piątek, 10 października 2014

W Tarnowcu

Wczoraj rano pojechałam na Mszę św do Tarnowca. Była piękna pogoda, słońce, bez uciążliwego wiatru jaki ostatnio dawał się we znaki..
Bardzo lubię tamtą kaplicę, jest jasna i jakaś taka przytulna, być może dobrze "omodlona". Chciałam tam zrobić zdjęcie ale nie zdobyłam się na tyle odwagi by zapytać księdza czy mogę.
Zapaliłam znicz Eluni, córce Lucyny. Ma wspaniały pomnik na swoim grobie. Zdjęcia są z mojego poprzedniego pobytu w tym miejscu. Mam też ogólny widok na kaplicę





U Lucyny trochę posiedziałyśmy, trochę powspominałyśmy, mówiła o książce, którą czyta o O. Joachimie Badenim, ja wspominałam czasy mojej bytności w duszpasterstwie akademickim u Dominikanów, w słynnej krakowskiej "Beczce"
Nie mówiąc już o pysznym śniadaniu przygotowanym przez Lucynę, dla niego samego warto rankiem jechać na rowerze do Tarnowca.
I kotek tam był podobny do mojej Nori ( ale mniejszy i ładniejszy )
Nori już prezentowałam ale dla określenia maści kotka pokażę jeszcze raz samą Nori

Kiedyś pewnie uda mi się sfotografować koteczkę Lucyny, o ile poczeka aż wyciągnę aparat i odpowiednio ustawię. Pozwoliła się głaskać i chwilę leżała mi na kolanach.
Za t psinka imieniem Sonia, wprawdzie niezbyt chętnie ale pozwoliła się fotografować






Jest piękna jesienna róża

Pamiętam, kiedyś fotografowałam tutaj piękną dwukolorową różę

Ale wczoraj ta róża już przekwitała


 I oto już się zbieramy do wyjazdu

 I już poza podwórkiem





A po drugiej stronie szosy na przeciw domu Lucyny rozlega się taki widok:





Pojechałyśmy przez Roszkowice, piękna polno-leśna okolica, nawet w kilku miejscach zatrzymałam się aby zrobić zdjęcie, lecz nie są najpiękniejsze. Trochę, przyznaję, byłam zmęczona.

Po przyjeździe zastałam bramkę lekko uchyloną co wydawało mi się dziwne, ponieważ zazwyczaj zamykam. Psy gdzieś na wycieczce... cisza.
- Ktoś musiał tu być - pomyślałam.
Przed wyjazdem mieszkania nie zamknęłam. Może to Ola była... Cukier wyjęty z kredensu, ale żadnych garnuszków, szklanek, łyżeczka na stole, ale tę mogłam sama położyć...
Asia była? Asia zawsze wszystko dokładnie chowa, zostawiłaby szklankę umytą na suszarce ale cukier by schowała. Ola? Nie używa cukru. Paweł? Za wcześnie na niego, garnuszka nie ma, nie ma też zużytej saszetki po herbacie, Asi mąż? Ponoć nie używa cukru, ale też pewnie nie umyłby szklanki...
Zadzwoniłam do Oli, nie nie było jej, Paweł późno wyjechał do lasu bo Marlena potrzebowała samochodu by z dzieckiem pojechać do lekarza.
Wyszłam z pieskami na spacer. Paweł późno wyjechał to i późno przyjedzie, pomyślałam i nagle pojęłam dlaczego tylko cukier był wyjęty. Paweł był, przed wyjazdem do lasu przyjechał i zaparzył sobie herbatę w termosie. Intuicja detektywistyczna zadziałała. Dlatego nie było saszetki ani garnuszka.
Paweł gdy z lasu wrócił potwierdził, "tak cukier mnie zdradził". Swoją drogą trzeba będzie znaleźć miejsce na chowanie klucza i zamykać dom. Nie wszyscy boją się moich piesków. Chociaż i tak ukraść nie ma zbyt co.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz