niedziela, 26 października 2014

Zmiana czasu i nocne przygody


Nastąpiła zmiana czasu, wszyscy wiedzą i już to się dokonało. Ja też wcześniej zmieniłam ale tylko na jednym zegarku.
Wczoraj paliły się śmieci ale ognisko zgasiłam. Nawet zdjęcia wcześniej zrobiłam. 
Jak na mnie późno poszłam spać, chociaż normalnie niby, bo o godz 22. 30 według starego czasu a o 21. 30 według nowego - czyli jak zwykle.
O 2-ej zbudziłam się, pomaszerowałam do łazienki i zaskoczyła mnie jakaś jasność na dworze - tak ognisko się na nowo rozżarzyło. Założyłam kurtkę a nawet aparat fotograficzny ( na dowód dla Pawła, który wczoraj nie chciał gasić) 

Z daleka:

  

I z bliska:


Wprawdzie Paweł i Ola twierdzili że należało zostawić aby się wypaliło. Lecz nie mogłabym znieść spokojnie świadomości, że gdzieś blisko pali się niekontrolowane ognisko. Chwyciłam wiadro i do roboty. Kilka razy tak musiałam obrócić. Gdy wróciłam stwierdziłam, że moje ubranie po prostu śmierdzi, trzeba było się jeszcze przebrać. Zasnęłam a tu nagle budzik - to komórka, która służy tylko jako budzik - a na zegarku godzina 4. 00, bo wyłączona komórka nie przestawiła się na nowy czas.
A miałam się tej nocy dobrze wyspać

O szóstej był pierwszy przymrozek, niezbyt duży, tak z 2 stopnie poniżej zera przy ziemi. Ładnie ale bardzo chłodno i jakoś mi się nawet do kościoła iść nie chciało i modlić i skupić w kościele...
Może to początek grypy bo podobno wtedy występuje spadek formy fizycznej i duchowej. Może.
Ksiądz powiedział, że dziś, w ostatnią niedzielę października, obchodzi się wspomnienie poświęcenia własnego kościoła ( gdy nie ma dokumentu osobnej daty ) Mówił czym jest Kościół np jako struktura społeczna i hierarchiczna. A ja się zadumałam i reszty nie wiele słyszałam. 

Wyobraziłam sobie, że na świecie jest jeden Kościół, jeden teokratyczny rząd. Lud wierny, kapłani, biskupi... i nagle moje duchowe wnętrze zatrzęsło się od rozbawienia - i zrozumiałam - to niemożliwe. ( z powodu jak niemożliwe jest bez niczego pokonanie siły ciążenia) 

Przypomniałam sobie też, że kilka dni temu oglądałam filmiki O Jana Berezy, jeden z nich miał tytuł: "jak wiele płatków śniegu trzeba..." Tam są pewne słowa które w tym momencie stały się dla mnie o wiele jaśniejsze.

 Przypomniałam sobie też, że swego czasu czytałam książkę o dziewczynie, która wstąpiła do surowego klasztoru bo taki uczyniła nierozważnie ślub, trudno jej było. Skarżyła się starszej siostrze na pewną  współsiostrę o trudnym charakterze a ta jej odpowiedziała ( to była Francuzka ) gdyby w klasztorze takiej nie było należałoby wyjść na ulicę i "chercher, chercher" szukać - bo jest to łaska

To jest łaska... pomyślę jeszcze




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz